Tuesday, October 14, 2014

Jesienia

Momentami jest mi zle, smutno, beznadziejnie. O tej porze roku najbardziej tesknie za Polska.
Za ludzmi, Rynkiem, obwarzankami, kebabem, Plantami. Troche tez  tesknie za ta osoba, ktora bylam w Krakowie. Towarzyska, spontaniczna, nie wiedzaca, co to stres.  Czasami mam dosyc obecnej siebie: wiecznie zmeczonej, fizycznie obolalej, zawalonej robota/obowiazkami/zmartwieniami. Chcialabym pojsc i dac "czadu" jak za dawnych czasow. Nie przejmowac sie niczym.
A tu nie ma sil, nie ma z kim, nie ma kasy.
Et, jesien! Zdjecia Plant w zlotych lisciach bardzo zle mi robia.
Jestem tutaj "na stale" juz od 12 lat (Resvaria popraw mnie jesli sie myle, ty masz glowe do tych wszystkich obliczen), wczesniej jezdzilam na wizie turystycznej chyba z piec lat. Troche wody w Wisle/Hudsonie juz uplynelo. Juz tesknie inaczej, juz tak nie boli, za serce nie rwie.
Krakow i Tatry juz mi sie tak czesto po nocach nie snia.
Tesknota ewoluuje juz chyba w nostalgie i sentyment.
Juz raczej nie placze. Zreszta pod koniec zeszlego roku wylalam chyba caly zapas lez.
Juz wiem, ze do Krakowa pojade juz tylko jako turystka.
 
Najbardziej tesknie za mama.




 
Kiedys jeszcze polece ;-)

 
W Krakowie bylam z dziecmi w 2011 roku.

Saturday, October 11, 2014

Ciezki byl tydzien

Ale dalam rade. Stala praca, plus popoludniami cztery sprzatania. Plus jeszcze zaprowadzanie dzieci codziennie do szkoly. O tym jeszcze chyba nie pisalam. Codziennie wstaje rano o 5:30 (czasami 15 minut zajmuje mi wygrzebanie sie z lozka), biore prysznic i pakuje wszystkim lancze do szkoly. Dzieci musze obudzic o 6:30, przy sniadaniu ich nie poganiam, chce zeby spokojnie usiadly i zjadly. O 7:15 powinnysmy wyjsc z domu, zazwyczaj jest to 7:20. I zasuwamy dwadziescia piec minut.
Jak dzieci wchodza do szkoly to wskakuje na rower i pedze, zeby do pracy zdazyc na osma. Zazwyczaj wbijam sie na czytnik o 7:59. Po szkole najpierw dzieci szly same do biblioteki i znowu jechalam na rowerze ta sama trasa i je odbieralam , ale w domu bylysmy kolo czwartej. Bylo to strasznie meczace, tracilysmy prawie godzine a ja do tego bylam wyrabana. W zwiazku z tym dzieci chodza do domu same. Tak, jestem straszna matka, umieram ze strachu jak ida. Nie wiem co zrobi kochajacy tatus jak sie o tym dowie. Ale za to w domu jestesmy piec po trzeciej ;-).
Jak wszyscy zapewne pamietaja zaprowadzanie dzieci do szkoly mialo byc obowiazkiem tatusia. Jak to wychodzi w praktyce kazdy sie moze domyslic. Nie wyobrazam sobie zimy.
Wczoraj zrobilam pranie w rekach, zeby zaoszczedzic kase. A dzisiaj jeszcze zakupy i noszenie tego wszystkiego ze sklepu. Z kasa cienka, wiec musialam zuzyc resztke karty kredytowej.
Ugotowalam dzisiaj dwa obiady na radosna przyszlosc (rosol i chili)  jeszcze musze kontynuowac pranie, bo naskladane mamy z trzech tygodni. Posprzatac jeszcze musze, wcale sie nie pale po sprzatnieciu czterech mieszkan ;-). Niekonczacasierobota.
Powiedzialam pastorowi, ze sie jutro do kosciola nie wybieram. Musze odpoczac, na ofiare nie mam.
Nie wiem jak to dalej bedzie, nie wiem jak mam dzieci wykarmic, czynsz i rachunki zaplacic.
Munga idzie w poniedzialek z powrotem do pracy, ale sad nie wjedzie mu na pensje przez trzydziesci dni, poniewaz tyle dostal na znalezienie sobie nowego prawnika. Nie wiem czy bimbo przyjechala po meble, ale Munga do konca miesiaca ma sie wyniesc z mieszkania. Zobaczymy co ciekawego wymysli, jak na razie od poniedzialku sie nie odzywa.
Z food stamps dostalam papier, ze musze doslac dodatkowe dokumenty, wiec tez na razie nic z tego nie wyszlo.
Jak sobie radze? Poobgryzalam wszystkie paznokcie i pije melise.
Gdyby udalo mi sie zalatwic cztery plejsy na tydzien to bylabym ustawiona zyciowo ;-), musze sobie zrobic wizytowki. Jak na razie czynsz wisi mi nad glowa jak miecz Damoklesa.

Thursday, October 9, 2014

Skonfundowany

Mialam sie nie wtracac we wspolne pozycie Mungi i bimbo, poniewaz nie moja to sprawa. Wszystkie emocje typu zlosc, zazdrosc, rozpacz zostaly pogrzebane pod problemami innego typu. Nie mam czasu, ani sily sie zastanawiac co sama czuje, milosci na pewno juz nie. Zazwyczaj wkurzenie totalne (i prosze wymienic wkurzenie na mocniejszy wyraz).
W kazdym razie bimbo zadzwonila do mnie dzien po sadzie zeby sie dowiedziec co tak naprawde w sadzie sie wydarzylo. Munga naopowiadal jej roznych ciekawych rzeczy lacznie z tym, ze mieli go aresztowac za nieplacenie alimentow. Rezygnacje z rozwodu wyjasnil swoja katastroficzna sytuacja ekonomiczna: "Cheaper to keep her" (kiedys sie z tego smialismy pamietam:
We wtorek, po sadzie Munga poinformowal dzieci za pomoca sms'ow, ze zerwal z bimbo.
W srode bimbo nic nie wiedziala, ze Munga z nia zerwal.
Usilowalam jej dymplomatycznie wytlumaczyc, ze on pogrywa na dwa fronty. I tak nie powiedzialam jej prosto z mostu, co on w tym sadzie powiedzial. To jej powiedzialam dopiero w ten poniedzialek.
I tak moje ogledne i oszczedne opisy pomogly jej ponoc podjac decyzje o spakowaniu maneli i wyprowadzeniu sie do Pittsburgha w niedziele.
W poniedzialek do mnie zadzwonila i wtedy jej opowiedzialam co Munga w sadzie wymyslil. Wstal przed sedzina i powiedzial; "Wysoki Sadzie chcialbym wycofac moja sprawe rozwodowa ze wzgledu na to, ze chcialbym zebysmy z zona wrocili do siebie. Serce mi sie kraje kiedy widze moje dzieci przychodzace do mnie w odwiedziny a potem idace do domu ich matki. Chce zebysmy byli znowu rodzina".
Sedzine zdeka przytkalo, ale powiedziala, ze oczywiscie Munga moze zrobic jak uwaza. Probowala cos tam zasugerowac na temat poradni malzenskiej ale jak zobaczyla moja mine to przestala. Poinformowala Munge, ze mu sie nie oplaca rezygnowac z rozwodu, jezeli ja bede kontynuowac postepowanie.
Caly zeszly tydzien Munga gral na dwa fronty: dzwonil i tekstowal do mnie i do bimbo na przemian. Do mnie zebysmy wrocili do siebie a do niej zeby ona wrocila albo, ze on bedzie sie wyprowadzal do Pittsburgha. Mnie kocha, ja kocha. Wiemy o tym stad, ze bimbo placi rachunki za telefon i zrobila wydruk rozmow i sms'ow.
Ten czlowiek cierpi chyba na rozdwojenie jazni. Ma dwa zycia i nie wie, ktore tak naprawde chce. Jedyne co wie, to chyba tylko to, ze nagle zostal sam i nikt sie nim nie zajmuje, nie zaspokaja Jego potrzeb, a te sa przeciez priorytetowe.
Bimbo opowiedziala mi kilka ciekawych historii, pt.: Munga po piciu. Kobieta doszla do wielu wnioskow juz po dwoch miesiacach zycia z Munga, mnie to zajelo jedenascie lat. Widac madrzejsza jest ode mnie.  Moze bylam bardziej zaslepiona miloscia, chociaz te lgarstwa w ktore ona uwierzyla sa duzo wieksze.
Podziekowala mi za to, ze ja "uratowalam". Wcale mnie ta uwaga nie cieszy, bo czuje sie jakbym wsadzila nos w nie swoje sprawy. Jedno wiem na pewno: jak wyszlam z tego sadu to wiedzialam, ze ta kobieta ma prawo wiedziec, jaka jest prawda. Munga obiecywal sie z nia ozenic, rozmawial na ten temat z jej corka. Jak zamierzal to zrobic jezeli postanowil zrezygnowac z rozwodu?
Czy tez moze chcial utrzymywac dlugodystansowy zwiazek z bimbo mieszkajaca w Pittsburghu a tutaj mieszkac ze mna i dziecmi? Wyltumaczylam mu juz kilkanascie razy, ze nas zwiazek zostal zakonczony, jedyne co chce od niego to rozwod (powiedzial, ze mi go nie da).
 
***
 
Bimbo ma przyjechac w ten weekend i zabrac swoje meble.
Tylko dzieci sie ciesza z zaistnialej sytuacji. Dla nich dziewczyna tatusia i jej corka byly wkurzajace, one chca go tylko dla siebie. Ja sie na nie patrze i jestem przerazona, bo nie wiem co sie z nimi dzieje jak do niego ida. Jak jeszcze bimbo tam mieszkala to czulam sie pewniej, teraz beda tylko one i kochajacy tatus. Ten sam, ktory powiedzial, ze kiedys pojawi sie pod szkola dzieci, wezmie je i juz ich wiecej nie zobacze!

Monday, October 6, 2014

Zosia - Samosia

 
Wesolo jest bez mezczyzny - trzeba sobie radzic samemu. Najgorzej przy przeprowadzce: pakowanie, noszenie ciezarow, rozpakowywanie - nic to, bulka z maslem praktycznie. Problemy zaczynaja sie dopiero przy skladaniu, wieszaniu, podlaczaniu i operowaniu urzadzen.
Do skladania mebli, wieszania zaluzji i bardziej ambitnych operacji wykorzystalam mezow kolezanek. Z reszta postanowilam poradzic sobie sama.
Pozyczylam wiertarke, poziom, elektryczny srubokret i zabralam sie do dziela.
Poczatki byly trudne, wywiercenie jednej dziury nie sprawialo problemu, ale juz dwoch - owszem,
 a do tego jeszcze w linii prostej? Olaboga.
 
 
 
Jak widac powyzej wywiercilam szesc dziur i bylo dalej krzywo, to mi musial maz kolezanki poprawic, bo mi sie pomysly skonczyly w pewnym momencie oraz sciana.

 
Tu juz bylo lepiej, poniewaz nie bawilam sie w wieszanie w lini prostej ;-)

 
W skladaniu mebli jestem dobra, lata praktyki na meblach z Ikei, tak ze z ta szafka nie mialam problemow. Poplakalam sie dopiero przy mocowaniu jej do sciany.


 
Tutaj najpierw probowalam powiesic haczyki w linni prostej, wywiercilam szesc dziur i tylko haczyk z prawej strony byl tak jak trzeba. Nie wyszlo w linii prostej, postanowilam na ukos, ale jak widac haczyk w srodku mi nie wyszedl. I tak tez reczniki wisza, ale jestem z siebie dumna, poniewaz sama dokonalam tego dziela.


 
Tutaj juz objawilo mnie, ze to ja jestem pania wiertarki a nie ona moja, w zwiazku z tym poleczka wisi pieknie, roznica w poziomie tylko pare milimetrow i trzeba sie porzadnie przygladnac ;-).
Polka na buty ponizej, to juz prawie mistrzostwo swiata, jak sie zaslonilo butami to krzywizny sie wyprostowaly. Tylko sciana z tylu pusta i mam nadzieje, ze wszystko nie lupsnie, bo kolki sa w troche za duzych dziurach ;-).
 
 

 
 
Dwa haczyki -  latwizna, wisialo w dwie minuty hehehe. Na oko.



Szafke musialam przymocowac do sciany za pomoca dwoch srubek i takich metalowych, jakzesietoonenazywaja? Nie chybocze sie, ale zalamanie nerwowe mialam porzadne ;-).
Do tego jeszcze powiesilam dwa karnisze i wszystkie obrazki.
Jak przyszedl taki jeden od napraw, czarnoskory dzentelmen to mu pokazalam karnisz i pochwalilam sie, ze nauczylam sie wiertarke obslugiwac, a on na mnie popatrzyl, pokiwal glowa i powiedzial: "Single mother?"
 
***
 
Po tych wszystkich, pouczajacych robotach doszlam do wniosku, ze faceci to jednak lepiej zrobia i tyle. Mozgi im jakos w prostych liniach pracuja.
Najgorsze bylo dopasowywanie rozmiarow wiertla do kolka i kolka so srubki. Kolkow mi poszla do kosza na smieci ilosc wielka.
Jedno wiem na pewno - wiertarki sie juz nie boje ;-).


Saturday, October 4, 2014

Wspomnienie Przeprowadzki

 
 Prosze Panstwa zdjecia zaraz po przeprowadzce oraz stan na dzien dzisiejszy. Jak widac zrobilam wielkie postepy, tylko wypadaloby posprzatac. Z tym to wieczny problem. Szewc bez butow chodzi w zwiazku z tym sprzataczka swert ma bajzel ;-). Przynajmniej wszyscy sie dowiedza jak to wyglada na codzien. Jak posprzatam na Boze Narodzenie i wyciagne dekoracje to zrobie piekne zdjecia (obiecuje!), ktore zaladuje zapewne w kwietniu ;-))). Pierwsze dwa zdjecia powinny byc na odwrot, ale juz nie mialam sily zmieniac.Ostatnie zdjecie to pokoj moj i Natalii, nie moglam znalezc stanu po przeprowadzce ;-(. Tam to juz totalny sajgon panuje ;-))).
\

 









Wednesday, October 1, 2014

Klamca

Wczoraj szampansko sie bawilismy w Sadzie Najwyzszym. Nastapilo pare naprawde fantastycznych zwrotow akcji. Najpierw Munga przysiadl sie do mnie i powiedzial mi, ze mnie kocha i zebysmy wrocili do siebie. Nastepnie zaczal sie modlic (!!!?!?@#*!@?): "Panie Jezu wybacz mi wszystkie moje grzechy, pomoz wejsc na droge poprawy i spraw zeby Izabela mi przebaczyla i wrocila do mnie". No przykro mi, ale zaczelam sie smiac, mimo tego, ze Munga zarliwie sie do modlenia przykladal. Jestem grzesznikiem, nic nie poradze, ze mnie to rozbawilo. Powiedzial mi rowniez, ze jak wroce do niego to mi odda paszporty dzieci, ktore nawet ma przy sobie. Jakos nie interesowalo mnie to na tyle, zeby poprosic go zeby pokazal czy aby na pewno. 
Moj prawnik mnie olal, tak ze prawie caly czas siedzial na innej sali sadowej, gdzie mial widocznie bardziej lukratywna sprawe, ktora przyniesie mu pieniadze (nie tak jak moja). Kiedy stanelismy przed sedzina, security clerk musiala isc go szukac.  Powiedzialam mu, co o nim mysle: ze sie nie stara, bo wie, ze mu kasy ta sprawa nie przyniesie, ze co w ogole do tej pory osiagnal, i ze nie jestem happy. 
Prawnik Mungi rowniez sie pojawil, zazadal zwolnienia z reprezentowania Mungi i zaplaty za poczynione uslugi w wysokosci siedmiu tysiecy dolarow. Pani sedzina powiedziala, ze to juz Munga z nim musza miedzy soba rozwiazac. Pocieszyla nas rowniez cudowna informacja, ze ogolne koszty sprawy rozwodowej zazwyczaj wynosza od 20/30 tysiecy dolarow wzwyz i im szybciej sie dogadamy, tym lepiej. Z tym, ze ja tu nie widze zadnego dogadywania sie, tylko chodzenie do sadu niewiadomopoco. Ja chce tylko zeby podpisala ten cholerny papierek o sciaganie alimentow???
Moj ulubiony moment nastapil, kiedy Munga wstal i powiedzial sedzinie, ze chce wycofac sprawe rozwodowa, poniewaz serce mu sie lamie za kazdym razem kiedy dzieci do niego przychodza a nastepnie musza isc i on chce zebysmy wrocili do siebie i znowu byli rodzina. Pani sedzina powiedziala, ze owszem mozemy nad tym popracowac, jakis counseling i tralala ale jak popatrzyla na moj przerazony wyraz twarzy to sie zorientowala, ze ja nie nadaje na tych samych falach co Munga. Powiedziala, ze nie radzi mu wycofywac sprawy, poniewaz skoro ja chce kontynuowac to i tak zloze wlasny wniosek. Munga ma trzydziesci dni na znalezienie nastepnego prawnika i moze w kazdej chwili wycofac sprawe. Zostawila mi malenka furtke, bo powiedziala, ze co sie nie stanie, to ja moge zlozyc jakas "Answer", moj prawnik sie ucieszyl i powiedzial, ze sedzina mi pomogla. No fajnie tez sie super ciesze. 
Moj prawnik pomachal papierkiem, ktory ma mi zapewnic alimenty, ale bez widocznego skutku, do piatego ma sie cos wyjasnic a moze i nie. 
No i tyle.
Nastepna rozprawa (niewiadomopoco) drugiego grudnia. Ciekawe jak do tego czasu mam zyc i z czego. Sedzina mi powiedziala, ze nie moze mi poddac pomyslow jak sobie radzic ani tez nie moze mi finansowo pomoc. Moglaby podpisac cholera alimenty zeby mu zaczeli sciagac z tego zera, ktore posiada, no ale to nastapi w jakiejs blizej nie okreslonej, optymistycznej przyszlosci. 
Wieczorem skontaktowala sie ze mna dziewczyna Mungi, ktora mi powiedziala, ze sie pakuje i wyprowadza do Pittsburgha. Powiedziala, ze Munga ja blaga i prosi zeby zostala, wyprowadzila sie z nim do New Jersey i tratatata. Ponoc codziennie ja zapewnia jak ja kocha i jak mnie nienawidzi. Wytlumaczyl jej, ze chce zrezygnowac z rozwodu, poniewaz go nie stac na kontynuowanie sprawy. 
Nie wiem co to za czlowiek, ktory pogrywa na dwa fronty, ale mi sie to w glowie nie miesci. 
Dzisiaj Dominika przyszla z nowina ze szkoly, gdzie spotkala corke bimbo, ze tatus sie wyprowadza do Pittsburgha. 
Ciezko stwierdzic czy to prawda. Wyglada na to, ze Munga klamie pana Jezusa, mnie, bimbo, moje dzieci, jej dziecko, prawnika i Sad Najwyzszy. Aha i swoja kochana mamusie, ktora jako jedyna we wszystko wierzy.