Sunday, December 30, 2007

Malzenstwo Ksztalci

Bycie z kims w zwiazku to chyba najwieksza szkola zycia z mozliwych. Wiem malo na ten temat i caly czas sie ucze. Podziwiam ludzi, ktorym sie udalo. Mnie brakuje cierpliwosci, wiary we wlasny zwiazek i samozaparcia. Podczas tych paru chwil kiedy moglam sie na spokojnie zastanowic doszlam do paru wnioskow:
- przede wszystkim trzeba byc madrzejsza od meza ale w taki sposob, zeby sie nie zorientowal,
- maz to dodatkowe dziecko, bez wzgledu na to ile ma lat wymaga takiego samego traktowania jak latorosl,
- powinno sie go caly czas chwalic, chwalic i chwalic, za kazdy nawet najmniejszy drobiazg,
- wiecej wskora sie prosba niz grozba,
- nie nalezy wyciagac pochopnych wnioskow, nie dawac sie poniesc emocjom tylko sprawy spokojnie wyjasniac (hahaha), na pierwszym miejscu kierowac sie rozumem (hahaha),
- placz jest doskonala bronia ale gdy sie go naduzywa przestaje dzialac,
- mezowi nie mowi sie absolutnie wszystkiego, wrecz przeciwnie czasami trzeba go oklamac,
- powinno sie robic wieksza ilosc zaskorniakow niz maz potrafi znalezc,
- czasami lepiej sie piec razy zastanowic zanim sie czlowiek odezwie,
- przede wszystkim jednak trzeba rozmawiac, nie zamiatac problemow pod dywan i udawac, ze sie o nich zapomnialo, tylko je wyjasniac.
Wiem, nie odkrylam niczego nowego ale co innego jest zdawac sobie sprawe z pewnych rzeczy a co innego rozumiec je i wcielac w zycie. Mnie jak na razie idzie to jak krew z nosa.

Wednesday, December 26, 2007

Sto lat!

Trzydziesci dwa lata dzisiaj skonczylam.

Sunday, December 23, 2007

Zyczenia

Rodzinnych, zdrowych,
Piernikowych, wesolych,
Sledziowych, karpiowych,
Prezentowych.
Choinka pachnacych, lsniacych.
Swiat Wam zycze...
W Nowym Roku niech Wam sie darzy,
Duzo milych rzeczy wydarzy,
Niech marzenia sie spelniaja,
Sily i ochoty dodaja.

Wednesday, December 19, 2007

Dominika

Moje najmlodsze dziecko wydaje sie byc najbardziej przedsiebiorcze z calej gromadki. Uwija sie pracowicie jak pszczolka od rana do nocy, z szybka przerwa na drzemke. Nie nadazam za nia. Pole akcji obejmuje cale mieszkanie a do celow ambitnych zostaje zaangazowany maly stoleczek z Ikei. To niesamowicie rozszerza horyzonty. Dominika wie czego chce. Niedawno Robert wytlumaczyl mi dlaczego dziecko dostaje spazmow kiedy puszczam pozostalej dwojce film. Otoz ona rowniez ma swoj ulubiony film, Baby Einstein (??!!?!?!?!). I namietnie chce go ogladac, najlepiej od rana do wieczora. Posilki sa zawsze uwaznie lustrowane i ma byc to samo co u Natalki i Ani. Dominika posiada swoj wlasny talerz i miske, jest do nich przywiazana. Raz dalam o zgrozo! przez pomylke talerz Natalce. To, co sie rozpetalo potem? Pandemonium. Oczywiscie sama je i od tego nie ma odstepstw, bo inaczej nie zje. Dziecko opracowalo juz ambitne rzuty ciala o podloge z kopaniem nog i tarzaniem sie. Sa takze inne formy nacisku typu odwracanie sie i wychodzenie z pokoju z zalosnym placzem, trzaskanie drzwiami oraz podnoszenie na mnie reki (!!???!?!?!!!). Zadziwia mnie jak szybko, majac dwie starsze siostry mozna sie rozwijac. Dominika sugestywnie poslugujac sie cialem potrafi przeforsowac swoja wole. Na przyklad pokazac mi, ze ona absolutnie nie chce mleka tylko kakao. Ona ma 19 miesiecy i swoje wlasne zdanie na prawie kazdy temat. Ulubiona rozrywka jest zakradanie sie do lazienki, wyciaganie pojemnika z nocnika, podnoszenie klapy od sedesu, nabieranie wody do pojemnika i rozlewanie po calej podlodze i wlewanie do nocnika. Lubi rowniez wziac kredke woskowa i przejechac nia po scianach, zmywarce do naczyn, podlodze, lodowce i co tam sie jeszcze pod reke nawinie. Codziennie wygrzebuje ziemie z kwiatkow. Moge juz teraz zauwazyc, ze lepiej dogaduja sie z Natalka, za to z Ania roznie bywa. Dominika lubi sie troche nad nia znecac, bije ja reka albo czyms co zlapie i chlonie Ani ryki, ale buzi jej tez da i poglaszcze po glowie. Zaczela troche wiecej mowic ostatnio i bardzo duzo rozumie. Przysluchiwala sie raz rozmowie starszych siostr (a rozmowy te kraza glownie wokol tematu disnejowskich krolewien) i padlo imie Belle, na co Dominika udala sie do pokoju i przyniosla mala Belle (??!!!??!!). Dominika jako jedyna bez problemu pomaga mi sprzatac, to jeszcze ten etap kiedy obowiazki bawia. Rozpakuje ze mna zmywarke, wrzuci brudne pranie do kosza, posklada zabawki. Szkoda, ze pewnie szybko jej to przejdzie i bedzie jak Natalka z Ania umierac na rozne przypadlosci kiedy trzeba bedzie odgrzebac pokoj, ewentualnie pojdzie spac. U niej jako jedynej widze podobienstwo do siebie ;-))), moze bystra bedzie rowniez jak mamusia...

Saturday, December 15, 2007

Grudzien

Najgorszy miesiac w roku. Zaczyna sie zawsze dobrze, absolutnie rozumiem swiateczne szalenstwo i staram sie dostosowac. Nie przeszkadza mi kicz dekoracji ani zakupowa nagonka w sklepach. Lecace zewszad radosne swiateczne piosenki "holy, jolly, merry tadi da" tylko troche mnie otrzepuja. Mysle sobie "ooooo, ten rok bedzie inny, postaram sie, bedzie super". I potem cos sie ze mna niedobrego dzieje, bum. I zaczynam plakac, plakac i plakac. I awanturowac sie. I jeszcze wiecej plakac. I jestem absolutnie wyprowadzona z rownowagi, roztrzesiona i histeryczna. Nic jakos nie moge na to poradzic. Tuz przed swietami zbieram sie w kupe dla dobra rodziny, posprzatam, zrobie dekoracje, ugotuje, jakos to leci. Bez przekonania - z obowiazku. Potem Nowy Rok i ulga, ze spokoj do nastepnego grudnia. Naprawde nie chce zeby zawsze tak bylo ;-/

Wednesday, December 12, 2007

Jutro Czwartek

Ide na dzien do szpitala. Wsadza na mnie gustowna pizamke, sznurowana na pleckach, gdzie pol tylka wystaje. Uspia mnie i pan doktor zrobi mi kuku. Mam nadzieje, ze blizny nie bedzie za duzej. Boje sie tego, ze przez blizej nieokreslony czas nie bede miec wladzy nad soba. Bardziej sie tym denerwuje, niz tym co tam w srodku znajda. Ale moze jak mnie ululaja to sie przynajmniej wyspie? ;-)

Thursday, December 6, 2007

Mikolaj

Ufff prawie zapomnialam. Przpomnialo mi sie po drodze ze sklepu wczoraj po godzinie dwudziestej wieczorem. Mialam zaoszczedzone troche pieniedzy i w sklepie kupilam troche rzeczy dla dzieci: szczoteczki do zebow, plasterki z kucykami, plyn do kapieli. Nie pamietajac, ze to dzisiaj szostego grudnia. Jak juz dochodzilam do domu, to mnie dopiero objawilo. Juz nie mialam sily wracac sie do sklepu po slodycze. W zwiazku z tym w domu do paczek wsadzilam to, co kupilam, po pomaranczy i jakies przedpotopowe lizaki i cukierki, ktore byly schowane przed dziecmi i troche juz zapomniane. Natalka sie tak uroczo cieszy: podskakuje do gory i na dol i macha rekami przed soba ;-). Popatrzyla na plasterki i zapytala: "Mama? A dlaczego on mi przyniosl bandages?" No ehem dziecko jak by Ci tu wytlumaczyc??? "Pewnie uwazal, ze ci sa bardzo potrzebne?" "Mamo? A dlaczego Ania dostala szczoteczke do zebow z Aurora a ja z Bell? Ja tez lubie Aurore?" Hm, dobre pytanie dziecko, Mikolaj jeszcze zapomina, ze musi Wam absolutnie wszystko kupowac takie samo... "Nie wiem, moze myslal, ze bedziesz sie cieszyc z Bell, bo ona taka sliczna, trzyma roze w rece?" Waga problemu jest duza, poniewaz wszystkie moje corki dokladnie sprawdzaja co ktora ma i co dostaje. Nie dociera do nich jeszcze, ze maja rozne potrzeby ;-/. Jak ta dostaje majtki to druga tez chce majtki. Dominika dodatkowo sprawdza talerze lub miski przy posilkach i koniec swiata jak jest jakas roznica.
A taka ze mnie rewelacyjna matka, ze najmlodsza pociecha nie dostala od Mikolaja nic. I niech nikt nie mysli, ze tego nie zauwazyla. A i owszem. Placz i zgrzytanie zebow. Natalka zapytala juz z piec razy, dlaczego Dominika nic nie dostala. Niestety Mikolaj nie mogl jakos rozsadnie rozdzielic czterech rzeczy na trzy osoby.
Noc coz, zaraz sie zbieram i idziemy zaprowadzic Natalke do szkoly, pomimo tego czy ktos chory czy tez nie. Jakos to bedzie. Zbliza sie przerwa swiateczna o ile sie dobrze orientuje to wtedy bedziemy chorowac.

Wednesday, December 5, 2007

Sroda

Czasami mam dzien jak dzisiaj i osiagam punkt kryzysowy i mam wszystkiego dosyc. Najchetniej to usiadlabym i poplakala sobie w kaciku schowana. Zwlaszcza po calej nocy nieprzespanej kiedy krazylam od jednego kaszlacego, placzacego dziecka do drugiego, do trzeciego. Ania ma trudnosci z oddychaniem, u niej przeziebienie wywoluje reakcje astmatyczne. Musimy robic inhalacje. Od samego rana placz i klotnie, glowa mnie boli .
Zadzwonilam dzisiaj do szkoly, pani byla zainteresowana wylacznie kiedy Natalia przyjdzie, poniewaz sprawdzaja obecnosc. Ciekawe czy jak przekroczy jakis limit to nas wypisza?
Mam dosyc niekonczacej sie listy wydatkow i wyrzeczen. Jak naciagnac skapy budzet, dodatkowo zrujnowany przez strajk zeby na wszystko wystarczylo? Od rana do wieczora tylko mysle i mysle i kombinuje zeby bylo dobrze. A tu wlasciciel stuka do drzwi, gdzie czynsz, ludzie dzwonia gdzie pieniadze. Pieniadze, pieniadze, tylko o to sie rozchodzi.
Wczoraj pognalam z wywieszonym jezykiem do mojego pana ginekologa, ktory kazal mi zrobic badanie krwi i ustalil termin badania w szpitalu na przyszly tydzien. I wcale mnie to nie cieszy, ze mnie w tym celu uspia.
Dzieci, zwlaszcza Dominika robia balagan w zastraszajacym tempie. Nie nadazam ze sprzataniem, a jak juz mi sie cos uda osiagnac to efekty trwaja przez piec minut gora. Gary, gotowanie, zakupy, skladanie do kupy posilkow, mycie, ubieranie, czesanie, karmienie w kolo macieju to samo, niekonczaca sie opowiesc/syzyfowa praca. Nagrody brak. Nigdy nie bylam typem domatorki, probuje sie jakos w swej roli odnalezc, ale kazdy potrzebuje chwili wytchnienia. Skad brac sile? Skad naladowac od nowa baterie?
I wez sie w kupe i bedzie dobrze i dasz sobie rade i poradzisz sobie i bla bla bla i rym cim cim. Jak jest granica moich mozliwosci? Wiem jedno, po pieciu latach zycia w szybkim tempie zaczynam wymiekac.

Monday, December 3, 2007

Poniedzialek

Natalka po wyrwaniu sie ze sterylnego, wolnego od wirusow srodowiska jakim jest nasz dom w szkole musiala powymieniac te dobre bakterie na te wredne. Najpierw zatkal jej sie nos na dwa dni, ale juz od soboty nos zaczal plynac i oczy rowniez. Wczoraj wieczorem sprzedala przeziebienie swoim siostrom. Dominika jako osoba zrownowazona ogranicza sie do wycierania nosa w co popadnie, najczesciej w swoje wlasne wlosy, czarna kanape i moje ubranie. Natomiast Ania to istna masakra. Wieksza czesc nocy przewrzeszczala ciskajac sie po lozku i nie bylo sposobu zeby jej uspokoic. Jedyna przyczyna to cieknacy, laskoczacy nos. Jestem niewyspana. Musialam wziac Dominike do lozka, bo przy Ani wrzaskach budzila sie co chwile. Zaczyna nam brakowac miejsca w lozku, jak jest pelne oblozenie pieciu osob to robi sie bardzo ciasno. Powinnismy pozbyc sie wszystkich lozek i kupic jeden olbrzymi materac na caly pokoj. Codziennie sie ktos do naszego lozka po nocy upycha i potem trzeba te dlugie dzieci wynosic a one i tak wracaja jak bumerangi.
Przygoda ze szkola zostala chwilowo zawieszona do odwolania. Do dwoch dni moze sie obejsc bez usprawiedliwienia. Natalka wcale za bardzo nie teskni a ja az sie boje co to bedzie jezeli zacznie przywlekac do domu wiecej chorobsk ;-/.
Dzisiaj jest poniedzialek, czyli na przekor moj ulubiony dzien tygodnia. Najlepiej mi sie sprzata, mysli i realizuje ambitne przedsiewziecia. Niestety idzie jak po grudzie. Chore dzieci nie chca pojsc drzemnac sobie i tylko non stop podstawiaja cieknace nosy, kichaja i chca a to herbatke a to kakao a to tamto, sramto i owamto. Wszystkie od rana placza. Dominice wychodzi zab na dole.
Odkurzacz sie zepsul, w zwiazku z tym musze cala podloge pozamiatac miotla (!!!). Powinnam sie cieszyc, ze nie mam wszedzie wykladziny, poniewaz wtedy nastapilyby zapewne sceny grozy. Udalo mi sie od 10 rano wypucowac pol podlogi. Jedyny dywan w pokoju dziewczynek odkurzam za pomoca plastikowej szczotki landrynkowatego kucyka Natalki. A czas sobie plynie i plynie i pod koniec dnia znowu sie bede zastanawiac "co ja takiego robilam caly dzien, ze brak widocznych efektow?" I prosze mi tu nie wypominac notki na blogu, bo to jest w czasie mojej przerwy na lancz.

Saturday, December 1, 2007

Tydzien Szkolny

Udalo nam sie jakos dobrnac do soboty, a tu wypadaloby posprzatac. Tymczasem najwieksze marzenie to wdzieczne upozowanie sie na kanapie lub w lozku z kawa/ksiazka/kolorowym magazynem/piwem/herbatka itede itepe w rece. Czuje sie jakbym miala prace na pol etatu. Przy sprzyjajacych warunkach atmosferycznych i dobrej kondycji psycho-fizycznej operacja pt.: "zaprowadzic-przyprowadzic do/ze szkoly" zajmuje mi ponad dwie godziny. Kiedy idziemy tam nie jest tak zle, bo jestem jeszcze pelna energii i poza tym droga prowadzi duzo z gorki. Kiedy wracam do domu, po drodze robie zakupy, w miedzyczasie musze nakarmic Anie i Dominike i postarac sie zdazyc z powrotem. Natomiast kiedy juz mam na wozku wszystkie trzy i idziemy ostatni raz to nastepuje agonia. Czuje sie troche tak jakbym porywala sie z motyka na ksiezyc w imie milosci matczynej. Bo niewatpliwie wkrotce wyciagne kopyta przy takim trybie zycia. Oczywiscie nie wiem co sie bedzie dzialo wtedy kiedy spadnie snieg/bedzie bardzo zimno/wozek sie zlamie/ktos bedzie chory. Wole sie nad tym nie zastanawiac. Jak mam chwile zwatpienia to patrze w brazowe, wielkie oczy mojej cory i klepie mantre "dam rade/ona tego potrzebuje/jakos to bedzie/przeciez sie nie rozsypie". W ciagu pieciu dni Natalka przyniosla do domu trzy (!!!) razy zadanie domowe i jakies wirusy nabyte, ktore jak na razie zatkaly jej tylko nos i polozyly spac na jedno popoludnie. Wlasnie o tym przypomnialam sobie jak juz poszla do szkoly, czyli o wymianie chorobsk i innych syfow. Poza tym moje drogie dziecko nie bedzie jadlo w szkole lanczy, ona widocznie gardzi takimi polproduktami stworzonymi z proszkow, wypakowanych z pudelek i podgrzanych w mikrofalowce. Oplacony mam jeszcze tydzien a nastepnie bede sie bawic w kombinowanie okolowieczorne "co by tu spakowac jutro Natalce na lancz?" Ania placze, poniewaz rowniez chce isc do szkoly, za krzywde rozlaki ze starsza siostra mnie "nie kocha" i ogolnie ma depresje. Robert poszedl do pracy i dobrze, bo mu juz zaczynalo sie nudzic, z tym ze doszlo mi pracowanie koszul i spodni do roboty. To prosze mi przypomniec kiedy ja mam dzien wolny? Bo jakos nie postrzegam.

Thursday, November 29, 2007

Czy Pamietasz?

Przyjaciolka Vilq poruszyla sprawe portalu nasza - klasa. Owszem mam moje klasy, zalozylam, lub wpisalam sie, mam duzo wolnego czasu i malo do roboty w zwiazku z tym umilam sobie zycie jak moge. Odezwalo sie pare osob, spodziewanych i niespodziewanych. Slysze od moich kolezanek "kope lat" i "szmat czasu" i "co u Ciebie?". I jakos mnie to uderzylo, bo tak naprawde to ja tego uplywu lat wcale nie odczuwam. Widze po sobie, ze czas leci, tu jakies zmarszczki, tam jakies obwisle cialo, pecherz juz nie ten, ale tak naprawde to nie zdaje sobie sprawy z tego, ze sie starzeje. Po dzieciach widze, ze czas leci szybko, ale jakos do mnie to nie dociera. A przeciez gdyby sie tak glebiej zastanowic to od zdania matury uplynelo juz, hm trzynascie! lat. Czyli rzeczywiscie dosc dlugo. Przy okazji wyszlo mi , ze moja pamiec podziurowiana jest jak sito. Nazwisko wychowaczyni z liceum przypomnialo mi sie po dwoch dniach, nazwiska tej z podstawowki dalej nie zrekonstruowalam. Dzieki temu, ze prowadzilam "papierowy" pamietnik w liceum pamietam nazwiska osob z klasy. Natomiast kiedy dochodzi do przypasowania nazwiska z twarza to pojawia sie niekiedy absolutna porazka i zamet. Wspomnienia powoli sie budza i przypominam sobie rozne wydarzenia, na przyklad jak to odpowiadalam na lekcji z matematyki i kontemplujac nieskalana kreda czern tablicy liczylam sobie wystajace z niej srubki. Bardzo dobrze pamietam za to mature, bo byl to istny koszmar. Dlatego doceniam wartosc moich pamietnikow ze szkolnych lat i wage tego tutaj bloga. Dzieki nim za iles tam lat do przodu bede pamietac co czulam, myslalam i to, co zostanie zaniedbane i zapomniane. Dzieki zas kontaktom z naszej - klasy uda mi sie moze przypomniec jaka bylam kiedys.

Monday, November 26, 2007

Pierwszy Dzien

Dzisiaj nam sie udalo, poniewaz Robert mogl nas zawiezc do szkoly. Zapisalismy Natalie, po wypelnieniu calej teczki papierow. Nauczycielka wystrzelila z siebie z predkoscia karabinu maszynowego wszystkie informcje, a moja pierworodna poszla do dzieci, nawet sie nie obejrzawszy i jak zawolalam to tylko pomachala mi reka. Ot zycie. Ania cala droge do domu zalewala sie rzesistymi lzami, bo chciala "swoja Natalie back". Obrazila sie na mnie i przestala sie odzywac, jakby to byla tylko moja wina, a Robert byl przezroczysty. Natalia przyszla do domu zadowolona, powiedziala, ze sie zaprzyjaznila z jedna dziewczynka, ktora zaprosila juz do nas do domu na noc ;-). Niestety jak miala na imie zapomniala spytac. Nie chce mi sie wierzyc, ze ten czas tak szybko plynie...

Friday, November 23, 2007

W Poczekalni Tirli Tirli

W Ameryce mozna sobie prawie z kazdym pogadac. Na powierzchowne, niezobowiazujace tematy. Na ulicy/w sklepie/parku wiele osob mowi "hello", niektorzy zagaja rozmowe o pogodzie, a czasami w piec minut opowiedza historie swojego zycia. Nie przepadam za tymi plytkimi kontaktami z ludzmi ale staram sie pokazac moim dzieciom, ze mamusia jest otwarta i towarzyska. W poniedzialek poszlysmy do lekarza, zaaplikowac Anuli szczepionke przeciwko grypie. W poczekalni siedziala sympatycznie wygladajaca matka z synkiem, Polka. Zaczelysmy rozmawiac o tym i owym. Dowiedzialam sie, ze mieszka w naszej okolicy i ma jeszcze coreczke, ktora chodzi do szkoly. Jako obeznana w temacie wybadalam, ktora to szkola, jak tam dziecku sie powodzi. Dowiedzialam sie, ze na popoludnie uczeszcza mniej dzieci niz na rano i ze dwa tygodnie temu przyjeli nowa dziewczynke. Po powrocie do domu wykonalam telefon i dowiedzialam sie, ze owszem maja jedno miejsce wolne. Od 11:30 rano do 2 po poludniu. Na nastepny dzien poszlam zeby wziac papiery, przy okazji pani poinformowala mnie, ze mialam tyle szczescia jakbym wygrala los na loterii. Od poniedzialku Natalka idzie do szkoly ;-). Szkola jest strasznie daleko, nie mam pojecia jak poradze sobie z zaprowadzaniem i przyprowadzeniam do domu. Akurat jak ja odprowadze i wroce do domu, to po pol godzinie trzeba bedzie juz z powrotem wychodzic. Jednak Natalka tak strasznie potrzebuje wyrwac sie z domu, miec przyjaciol i przebywac w towarzystwie rowiesnikow. Musze sie poswiecic, zacisnac zeby i jakos wytrwac. Jakos to bedzie...

Monday, November 19, 2007

Wspomnienie

Nie moglam spac w nocy, w zwiazku z tym obejrzalam sobie film pt.: "Robin Hood: Ksiaze zlodziei". Od czasu do czasu, a moze i czesto lubie przypomniec sobie taki malo skomplikowany film rozrywkowy. W zwiazku z projekcja przypomnialy mi sie stare, dobre czasy kiedy to dane mi bylo pojsc na premiere powyzszego filmu. Bylo to w czasach liceum i nalezalam do sekcji luczniczej. Zapisalam sie dzieki mojej kolezance z podstawowki Ani, ktora to zaraz w pierwszy dzien wyciagajac strzale z tarczy wbila mi ja w czolo (do tej pory mam blizne). Skromnie musze przyznac, ze calkiem dobrze mi szlo, trener chcial mnie nawet wystawic do startowania w jakis zawodach. Po pierwszych miesiacach, kiedy to mialam reke posiniaczona tak, ze nie moglam nia ruszac zaczynalam osiagac rezultaty. Wtedy wlasnie w najwiekszym w tych czasach kinie krakowskim Kijow organizowano premiere. I my jako obeznani z tematem mielismy sluzyc za oprawe przedstawienia. Postawili nas z napietymi lukami w rzedzie przed wejsciem do kina i kazdy mogl nas podziwiac. Moj luk byl za twardy i trzymanie go przez ten caly czas napietym bylo nie lada wyczynem. Wewnatrz kina moglismy obejrzec pokaz strzelania z luku mistrzyni i mistrza Polski, ktorzy trenowali w klubie razem z nami. Potem nastapila ta mila czesc kiedy moglismy obejrzec film, za darmo siedzac na schodach. Bardzo mi sie wtedy podobalo, oj bardzo. Wyobrazalam sobie, ze tez bede strzelac z luku jak sam Robin Hood, przeciez nawet wiesniacy sie nauczyli? Niestety poszlam potem do szpitala i za ciezko bylo mi wrocic do poprzedniej kondycji. Oprocz tego mialam tez mature na glowie i tak tez zakonczyla sie moja swiatowa kariera.
Czy u Was rowniez filmy wywoluja czasami wspomnienia?

Saturday, November 10, 2007

Strajk


Jakbysmy malo mieli wlasnych problemow w dniu dzisiejszym na Broadwayu ludzie, ktorzy pracuja w teatrach oglosili strajk. W zwiazku z tym moj drogi maz caly dzien pikietowal.

Friday, November 9, 2007

South Street Seaport



Podczas wizyty mojej przyjaciolki z Toronto udalo nam sie wyrwac z domowych pieleszy i pojechac na spacer w okolice dolnego Manhattanu. Przeszlysmy z Wall Street do Battery Park, gdzie z wybrzeza moglysmy podziwiac Satute Wolnosci a nastepnie udalysmy sie do zakatka zwanego South Street Seaport. Znajduja sie tam odnowione oryginalne budynki handlowe z 19 wieku, okrety zaglowe oraz pawilon ze sklepami, pamiatkami i restauracjami. Do 2005 roku dzialal tam rowniez targ rybny, owiewajacy wszystko charakterystycznym rybim smrodkiem.
Z dwupietrowego pawilonu handlowego mozna obejrzec panorame drapaczy chmur Dolnego Manhattanu oraz Brooklyn Bridge. Swietne miejsce do zrobienia sobie niezapomnianych zdjec. Pogoda nam sie udala, w zwiazku z tym na efekty nie mozemy narzekac. Wiecej zdjec tutaj:
http://picasaweb.google.com/swertny/NewYork

Tuesday, November 6, 2007

Trick-or-Treat!


Wlasnie tak wystapilysmy w tym roku. Nie powiem zeby zbiorowe zebractwo slodyczy bylo moim ulubionym swietem, ale raz do roku mozna sie poswiecic. I jak juz sie zapuka do paru drzwi to potem juz leci ;-). Szkoda, ze nie wzielam aparatu ze soba, poniewaz niektorzy rodzice wydali male fortuny na kostiumy dla swych pociech.


No co? Jak wszyscy to wszyscy ;-)




A tutaj efekty poltoragodzinnej wloczegi. Dzieci wpadly w absolutny amok. Rzucily sie na slodycze tak, jakby nie dostawaly nic przez caly rok.
Posted by Picasa

Monday, November 5, 2007

Nocna Przygoda

Spie, sni mi sie cos na pewno przyjemnego, poniewaz sen mam gleboki. A tu nagle dzwonek, dryn,dryn. W polsnie mysle sobie: "Jakis pijak, albo sasiedzi z gory sie pomylili". Zapadam w sen ponownie a tu piec dzwonkow pod rzad. Dryn, DRYN, DRYYYYYN!!!!! No to juz nie moze byc pomylka. Wstaje i ide zobaczyc, ktora godzina: 4:23 rano. Otwieram balkon i zerkam, samochod z napisem U.S.Army. OHO! Schodze na dol a tam prezna, calkiem obudzona i konkretna panienka pyta o Roberta. Bo on ma przeciez dzisiaj egzamin sprawnosciowy a nie mogla sie dodzwonic. Informuje uprzejmie, ze zaraz zejdzie (hihihi, hahaha). Budze Roberta, bezwladny i absolutnie nieprzytomny. Zwleka sie i czlapie na dol. Wraca i mowi, ze ma 20 minut (hehehe, hahaha). Bierze prysznic, goli sie, smaruje sie balsamem. Deliberuje nad wyborem garderoby (!) Armia nie zdaje sobie sprawy co to za oryginalny rezerwista bedzie, zaprawde. Cmok, no to jade kochanie.
I pojechal.
Jest po poludniu.
Dalej go nie ma...

Friday, November 2, 2007

Nauczka

Kazda istota plci zenskiej w pewnym momencie marzy sobie o ksieciu z bajki (lub krolewnie jezeli woli ta sama plec) . Jaki(a) bedzie, jaki(a) byc powi(nna)nien lub jaki(a) jest i ile sie spelnilo. Moj ideal nieodmiennie mial byc wysoki, ciemnowlosy, starszy i zeby mi sie z nim nie nudzilo. Jak wiemy od marzen do rzeczywistosci jest kawalek, jak mniej wiecej stad na ksiezyc. Albo i nie, niektorym sie udaje. Moj obecny maz, wcielona milosc mojego zycia na pewno wysoki nie jest. Co do tego to sklamal w zywe oczy. Na szczescie wcale mu to nie przeszkadza, moge wiec smialo zalozyc buty na wysokim obcasie. Czasami mnie to przeszkadza, bo po glowie snuja sie mysli zarzucania ramion do gory a nie w dol, podawania ust do pocalunku odchylajac glowe w tyl a nie...hm mniejsza z tym... Co do wlosow to udalo mi sie, przerzedzaja sie podejrzanie szybko ale nie bede za bardzo wybrzydzac, mogloby byc gorzej, na przyklad blondyn. Starszy jest to fakt, bylam nieswiadoma, ze starsze moze okazac sie upierdliwe. Myslalam, ze czlowiek starszy to odpowiedzialny i ma wszystko poukladane. Nie do konca tak jest, owszem moze miec poukladane wymagania dotyczace wlasnego obiadu na talerzu, spuszczania wody w klozecie lub zaslaniania okna ale to nie dotyczy na przyklad planow na przyszlosc, wychowywania dzieci przy uzyciu duzej dawki cierpliwosci lub pracy nad rozwojem swego zwiazku.
Natomiast co do ostatniego punktu to trafilam w sedno! Udalo mi sie dwiescie procent! A nawet tysiac! Absolutnie, kompletnie i nigdy mi sie z nim nie nudzi. Jestem zasypywana sryliardem ciekawych pomyslow dziennie. Niektore pomysly sa wcielane w zycie. Robert idzie na zywiol, nie przemysli, nie rozwazy za i przeciw, nie przewidzi skutkow, byle do przodu. Przerabialismy juz wyjazd do pracy na platformy wiertnicze, kierowanie ciezarowkami po calych Stanach, po szkole, ktora miala trwac pare tygodni poza domem czy jakos tak. Wrocilismy tez do jego rodzinnych stron, gdzie klepalismy biede na lonie jego rodziny, ktora podobno miala nam pomagac przy dzieciach. Byl rowniez etap wynalazkow, ktore byly swietne i nalezalo je opatentowac. Zdarzylo sie, ze Robert poszedl do szkoly, gdzie pochodzil rok i jako wspomnienie mamy pare tysiecy dolarow do splacenia. Wyprowadzalismy sie juz na Alaske, na Floryde i do Koziej Wolki. W zeszlym roku Robert chcial isc do wojska, jakos rozeszlo sie po kosciach. Uffff i to jedynie pare niewinnych przykladow. Moge jedynie skonstatowac smetnie krecac glowa na boki: mam co chcialam/sama jestem sobie winna/ kazda kobieta ma milosc, na jaka zasluguje, czy jakos tak, jak tam bylo w tym filmie.
Wczoraj wieczorem Robert przemknal od drzwi wejsciowych dzierzac cos pod pacha do swojego pokoju. Naturalnie ja jak kazda dobra zona, obdarzona instynktem psa wyzla za nim w trop. A tam sliczny folderek ze zgloszeniem gdzie? Oczywiscie do wojska. Robert idzie do rezerwy. Nie przyjmuje do wiadomosci, ze na wojne biora rezerwistow rowniez. Jasnieje przed nim swietlana przyszlosc kiedy to armia zalatwi nam ubezpieczenie, profity, pomoze w jego studiach, splaci dlugi, znajdzie mu prace - cud itede itepe. I teraz najlepsze! Otoz ja, powtarzam JA! ja mam go w tym wspierac, stac przy nim murem i jak sie zawaha popychac do przodu. Byc jego muza, opora, brzoza, osika, marsylianka. Jak sie ma do tego milosc? Czy wspieramy naszego mezszczyzne w jego marzeniach? Zwlaszcza gdy probuje swoje wyskoki usprawiedliwic dobrem rodziny? No coz, nie jestem na tyle madra by sobie odpowiedziec na to pytanie. Za to jemu odpowiedzialam kategorycznie NIE, po moim trupie, predzej sczezne i rozwod.
Wcale sie tym nie przejal...

Thursday, November 1, 2007

Decyzja

Zawsze mamy do wyboru pare opcji. Ja obecnie doszlam do wniosku, ze albo primo: skasuje tego bloga i bede pisac do ludzi listy elektroniczne. Lub secundo: bede grafomanic w dalszym ciagu ale w sposob, ktory pomoze mi zapamietac wiecej i w pelniejszym wymiarze. Jezeli zdecyduje sie na pierwsza opcje, grono przyjaciol i znajomych bedzie otrzymywac sporadyczne wyrywki kiedy bede miala czas i checi. W momencie gdy wybiore druga bede musiala pisac bardziej osobiste notatki. Sama nie wiem co lepsze. Nie lubie za bardzo sie odslaniac na forum ogolnym.
A Wy jak myslicie?

Wednesday, October 31, 2007

Osobiste

Nie jestem ekspertem. Od malzenstwa. Absolutnie nie wiem jak sie do tego zabrac. Nie jestem tez idealnym czlowiekiem/przyjaciolka/matka. Staram sie jak moge. Od rana az do poznego wieczora i w ciagu nocy. Zawsze myslalam, ze im starsza tym bede madrzejsza. Nie zanosi sie na to, czuje sie jakbym glupiala z dnia na dzien. Z problemami radze sobie dobrze, chociaz nieraz ogarnia mnie panika co to bedzie. Najbardziej przytlacza mnie odpowiedzialnosc za trzy inne osoby. Mam swoje marzenia ale chwilowo odlozylam je na najwyzsza polke. Wierze, ze kiedys starczy mi sily zeby je stamtad wygrzebac. Rozwialo mi sie przy okazji pare mitow, jak na przyklad, ze po dzieciach i trzydziestce nie wyskakuja pryszcze na twarzy. Jak to mowi pewna ceniona osoba "zycie mnie dopadlo".

Friday, September 28, 2007

Dwudziestego piatego wrzesnia



Nasza Anula skonczyla trzy lata.

Posted by Picasa

Thursday, August 9, 2007

Kryzys

Kiedy sytuacja robi sie wysoce niewygodna i czlowiek dochodzi do wniosku, ze dluzej juz nie da rady wytrzymac to wtedy pakuje tobolek i wynosi sie z domu. Bierze pod pache trojke dzieci i znika. Przy okazji robi tez dobry uczynek, bo pomaga przyjaciolom, ktorym rodzi sie maly dzidzius. Po tygodniu odpoczynku ma sie juz sile zaczac wszystko od nowa...

Saturday, July 28, 2007

Wieczorowa pora

A kiedy juz powrzucalam dzieci do lozek, przykrywajac je az po same nosy koldrami zeby nie bylo slychac sprzeciwow ('mamo jestem glodna', 'mamo wody", "mamo nie ta bajeczka', ' mamo a kiedy tata wroci", 'mamo chce isc z toba spac', 'mamo siku') udalam sie na balkon. Tam w me nozdrza uderzyl gesty zlepek zapachow z przewaga ryby. Usiadlam sobie cichutko na krzesle i delektowalam sie milymi odglosami jakiejs rozwijajacej sie beze mnie imprezy w oddali. Na niebie wisial ksiezyc w niewatpliwej pelni. W kubeczku mialam zakupiona dzisiaj i zaparzona melise. Co prawda na opakowaniu napisano zeby cala porcje podzielic na dwa, trzy razy w ciagu dnia ale nie zniechecilo mnie to, zrobilam z tego dwa, trzy lyki. Szanowny maz zrobil mi uprzejmosc nieobecnosci prawdopodobnie calonocnej, w domu panowala wiec cisza i spokoj. Nastepnie oddalam sie czynnosci, do ktorej sie nie przyznam zeby nie spowodowac oburzenia zera komentarzy. Poczulam rozlewajaca sie po ciele przyjemnosc kontemplacji otoczenia. Po drodze z balkonu zwinelam z podlogi pojedyncza fasolke szparagowa, wspomnenie z obiadu. I udalam sie na zasluzony spoczynek. Momentami zycie jest piekne eh...

Thursday, July 26, 2007

Tuesday, July 24, 2007

Thursday, July 19, 2007

Stracilam

Serce do tego bloga i do paru innych rzeczy rowniez.

Sunday, July 15, 2007

Poszlam sobie

Do kina i do baru sie wybralam. Do pierwszego z obowiazku, do drugiego z ciekawosci. Ponarzekac? Film to kolejna czesc Harry Pottera, trzeba bylo przez to przejsc jak przez rwanie zeba, z bolem tylka i starym popcornem. Samo dotarcie do sali kinowej bylo osiagnieciem, gdzie trzeba bylo wejsc o okreslonej porze, po odstaniu w kolejce, gdzie wpuszczali po grupie ludzi na raz. Widac przy pierwszych pokazach musialy odchodzic jakies dantejskie sceny. Do toalety kolejka dwadziescia osob, do stanowiska z uzywkami rowniez. Jak przepchalam sie do mojego siedzenia to z ulga padlam na fotel. Zawsze mnie dziwi dlaczego w kinie jest tak glosno? Podobalo mi sie pare nowych postaci i pare scen ale jednorazowe obejrzenie tego filmu wystarczy. Az nadto.
Do baru poszlam zeby zobaczyc co poniektory czlowiek widzi w siedzeniu tam godzinami. Fakt, poszlam sama a bycie w towarzystwie duzo zmienia. Jeden dzentelmen postawil mi drinka bez zobowiazan, jedna para opowiedziala mi historie swojego zycia (On w separacji ale mieszka z zona, ma dwoch synow, 43 lata, ona 50 lat wnuki w wieku jego synow i wlasnie przyjechali do Nowego Jorku i skonsumowali swoj zwiazek po miesiacu. W 10 minut wiedzialam o nich absolutnie wszystko.). Przed polnoca towarzystwo bylo troche starsze, po polnocy wymienilo sie na mlodszych ale za to bardziej pijanych. Siedzialam na rogu i caly czas mnie ktos szturchal ;-). Poogladalam za to sobie sliczna barmanke przy pracy, reklamy w telewizji, innych ludzi, popilam Guinessa i Cosmopolitany i wrocilam do domu lekko drzaca. Byc moze sie starzeje ale dla mnie to strata czasu. No chyba, ze poszlabym gdzies, gdzie mozna potanczyc. ;-)))

Friday, July 13, 2007

Lokalny patriota


Czesto mijamy ten samochod po drodze do sklepu, nie moglam sie oprzec. Drugie zdjecie wyszlo nieostre, ale zawsze zapominam wziac aparat na zakupy, poniewaz jest ciezki, moze kiedys nastapi poprawka. Jak widac mozna za jednym zamachem wyrazic milosc do starej ojczyzny, do nowej ("God Bless America" na wstazce), milosc do miejsca zamieszkania (I Love NY) oraz podejscie do zycia typowo polskie (a pocalujciez wy mnie wszyscy w d..e ;-))). Uwielbiam ten samochod.


Posted by Picasa

Thursday, July 12, 2007

Czwartek

Od trzech dni probuje sie pozbierac i powrocic do przedwakacyjnego trybu zycia z mizernym skutkiem. Nie jestem ani rozpakowana ani zorganizowana ani nie mam ku temu checi i ochoty. Nawet notka tutaj mi nie wychodzi, w zwiaku z tym prosze sobie poogladac jak to bylo:

Tuesday, July 10, 2007

Podsumowanie

Wrocilysmy po trzech tygodniach wakacji w domowe, zakurzone pielesze. Pozostawilysmy za soba pare kilogramow, usatysfakcjonowanych krewnych, staniki matki karmiacej oraz relaks, luz i blus. Przywiozlysmy fure zdjec, opalenizne, podejrzenie astmy u Ani, zabawki i ciuchy otrzymane w darach i staniki w mniejszym rozmiarze. Przezylysmy pare rodzinnych scen, fryzjera na prowincji i chrzciny. Teraz musze sie zebrac w sobie i postanowic "co dalej?" poniewaz przez ten caly czas nie udalo mi sie nawet usiasc i zastanowic. Tylko najpierw sobie odpoczne, bo jestem wykonczona ;-)

Wednesday, June 27, 2007

Wakacje

Tak bardzo spodobalo nam sie z daleka od domu, ze jeszcze nie wrocilysmy. Po tygodniu spedzonym w towarzystwie rodziny Roberta (nigdy wiecej wspolnego mieszkania z banda nastolatkow!), wyladowalysmy w jego rodzinnym domu. Wcale nie chce mi sie wracac do Nowego Jorku. Pracujemy w ogrodzie warzywnym, byczymy sie na trawie za domem, dzieci mocza sie w malym baseniku. Cisza, spokoj, caly dzien mozna chodzic w pizamie kolo domu. Niestety nie moge zalaczyc zadnych zdjec, poniewaz oczywiscie nie wzielam sobie kabelka. Odpoczelam sobie, troche sie wyciszylam, pare rzeczy przemyslalam. Robert daleko to mam swiety spokoj ;-)))

Friday, June 15, 2007

No to pojechalysmy ;-)

Jak dodac do tego podwojny wozek, torbe z pieluchami, torbe z zapasami, torbe z jedzeniem na dziewieciogodzinna podroz, torbe z kamera, aparatami i ladowarkami to bedzie wszystko ;-)
Posted by Picasa

Tuesday, June 12, 2007

Czy wspominalam juz?

Chyba nie wypowiadalam sie jeszcze nigdy na jakze frapujacy temat rodziny mojego meza. Jest to temat - rzeka, dobry na ksiazke sensacyjna, serial, reality show, co kto lubi... Wymienie zaledwie pare oryginalow jak: alkoholik - despota, uzalezniony od narkotykow i wpadajacy w ciagle tarapaty, bulimiczka z noworodkiem, nalogowa klamczucha i mitomanka oraz niezdecydowana uczuciowo. Nieprzerwanie sie cos w tej rodzinie kotluje i warzy. Ludzie rozstaja sie i wracaja do siebie, bez konca sie przeprowadzaja, kloca sie i nie odzywaja oraz obgaduja sie za plecami. Wszyscy oczywiscie bardzo sie kochaja i caly czas powtarzaja "love you". Raz na rok, co rok mobilizuja sie na tyle zeby spedzic wakacje w tym samym miejscu (jakby malo im bylo calorocznych ekscesow). Przyswieca im wspolny cel: spedzenie wszystkich wnukow razem, dobro dzieci, swietna zabawa tadi tadi da. W tym roku skonczyly mi sie juz argumenty zeby sie wykrecic. Robert ma spokoj poniewaz pracuje, nie zmienia to jednak faktu, ze ode mnie oczekuje sie obecnosci. Probowalam wyslac tylko Natalie i Anie, ale primo: ich tatus zglasza obiekcje, secundo: do kompletu brakuje nadal Dominiki, a ona moze tylko z mama (niby ze ja). Tak sobie mysle, ze jak przezyje to, to na dlugo bede ze swojego zycia bardzo zadowolona. A poza tym samo miejsce kusi wszelakimi atrakcjami: http://www.lakesideohio.com/
Moze warto zatem odlozyc na bok wszelkie animozje i brak gotowki i pojsc na zywiol. Jakos przestalam byc spontaniczna odkad mam dzieci, za duzo mysle i za malo zyje pelna piersia ;-). A rodzina? Coz, przynajmniej bede miec spokoj az do nastepnego roku ;-).

Saturday, June 9, 2007

Park Centralny


Najlepsze lekarstwo na wszelkie smuteczki to wyjscie z domu. W zwiazku z tym zmobilizowalam sie i zabralam wczoraj dzieci do Parku Centralnego. Najpierw poszlysmy do zoo, ktore sklada sie z dwoch czesci: w tej mniejszej mozna poogladac i wlasnorecznie nakarmic zwierzaki domowe, w drugiej mieszkaja takie zwierzeta jak: pingwiny, mis polarny, moja ulubiona wydra, malpki, foki itd. Jak poszlam po raz pierwszy do tego zoo to bardzo smieszyl mnie fakt, ze trzymaja tam zwierzeta domowe. Jednak kiedy Robert opowiedzial mi o swoim koledze z pracy, ktory w calym swoim zyciu (ponad czterdziesci lat) nie ruszyl sie nigdzie (!!!!) poza Manhattan, poniewaz tam jest przeciez wszystko to byc moze dla niektorych dzieci jest to jedyna mozliwosc zobaczenia takich zwierzat "na zywo"? Po nakarmieniu stada koz, lam i owiec udalysmy sie do drugiej czesci zoo, gdzie mialysmy szczescie zobaczyc misia polarnego podczas wodnych igraszek.



Nie wiem kto tu kogo obserwuje?


Bylysmy rowniez w sklepie z pamiatkami, gdzie miedzy innymi byl taki koralikowy zwierzyniec.



Po wyjsciu z zoo poszlysmy szukac karuzeli a udalo nam sie znalezc nawet wiecej szczescia - cale wesole miasteczko. Natalia byla tak podekscytowana, ze skakala piszczac i wymachujac rekami. W takim stanie to jej jeszcze nie widzialam.



I w tym oto momencie bateria w moim aparacie wysiadla i nie udalo mi sie niestety udokumentowac wielkiej radosci na twarzach moich wszystkich dzieci podczas wszelakich przejazdzek na karuzelach. Kiedy udalo mi sie po dwoch godzinach opuscic wesole miasteczko uzywajac podstepu to natknelysmy sie jeszcze na plac zabaw. Tam nastapila trudna do opisania za pomoca slow kulminacja szczesliwosci moich dzieci, poniewaz zbudowany byl tam wodny zamek. Betonowa budowla skladajaca sie z pasazy, baszt, fontann i zjezdzalni miala ta zalete, ze po wszystkich przejsciach plynela woda. Po natychmiastowym zrzuceniu obuwia przez kolejna godzine taplalysmy sie w wodzie. Bedziemy musialy urzadzic kolejna wyprawe, zeby porobic wiecej zdjec, to co udalo mi sie tym razem nieudolnie popelnic mozna zobaczyc tutaj: http://picasaweb.google.com/swertny/CentralParkII

Posted by Picasa

Monday, June 4, 2007

Ostatnio

Caly czas zyje w stanie zdziwienia a moje ulubione slowo to "niesamowite". Na przyklad niesamowity zaprawde jest fakt, ze moje dzieci z przyjecia urodzinowego przyniosly trzy zlote, zywe rybki. Dwie rybki na nastepny dzien zdechly i musialam z Natalia przewalkowac fakt odchodzenia rybek do rybiego nieba. Natalia zapytala jak one dostaja sie do tego nieba, czy balonem? Moze w rewanzu na urodziny Ani bede rozdawac sliczne, male, biale myszki?
Rownie niesamowite sa doniesienia z Polski i te dotyczace kraju i te dotyczace mojej wlasnej rodziny. Dziwie sie: "Jak ludzie moga tak zyc?"
Nadziwic sie nie moge co to dzieje sie z moimi corami, ze tak wyrosly i sie usamodzielnily. Skad czerpia slowa, ktorych uzywaja i pomysly, ktore realizuja kiedy patrze w inna strone lub probuje przez chwile zajac sie soba?
I skad sie biora te mrowki wszedzie, chociaz kupilam pulapki, popryskalam trucizna gdzie sie dalo a nadal znajduje je w roznych dziwnych miejscach (na przyklad na suficie).
Niesamowite jest rowniez to, co dzieje sie za mna. Po ponad czterech latach kompletnego hormonalnego zametu, siedzenia w domu i hodowli dzieci doszlam do punktu kiedy moja cierpliwosc zaczyna sie wyczerpywac a ogolna kondycja i samopoczucie siadac. I absolutnie nie moge sie wziasc w garsc.
Niesamowite sa pomysly Roberta, ktorymi mnie atakuje znienacka kiedy najmniej sie tego spodziewam. Ostatnie dwa to proba wynajecia nowego mieszkania oraz wymiana wszystkich chemikaliow w domu na te przyjazne nam i srodowisku. Pierwszy naklania mnie do zgrzytania zebami, drugi nie jest wcale taki zly, aczkolwiek trzeba zainwestowac troche wiecej nakladow pienieznych.
Zawsze myslalam, ze im bede starsza, tym madrzejsza. Niestety coraz wiekszy mam metlik w glowie.

Wednesday, May 30, 2007

Przyszla balerina

Posted by Picasa

Ulubiona szafka Dominiki



Zlapana na goracym uczynku

Hm, co by tu wybrac?

Prosze bardzo!

Posted by Picasa

Saturday, May 19, 2007

Osiemnastego Maja.




Moja mala coreczka Natalka skonczyla cztery (!!!!) lata. Nie wiem kiedy ten caly czas uplynal. Jak sie urodzila to byla taka malenka, wazyla 2,800. Teraz wzrostem przewyzsza rowiesnikow. Ma wlasne zdanie na kazdy temat i wszystko wie, a do tego uparta jest jak osiol/wol/ja sama? Aktualnie przechodzimy etap disnejowskich krolewien i dlatego na urodziny Natalka dostala landrynkowa hulajnoge i zestaw blyszczacej bizuterii, ktora spiewa glosem Ariel, swieci kolorowo i jest po prostu przepiekna. Rzecz jasna Ania idzie w slady starszej siostry i rowniez obieszona jest bizuteria. Ufff, nie wiem czy jestem gotowa na to, zeby czas tak szybko plynal.

Friday, May 18, 2007

Urodziny


Co Robert przyniosl z pracy


Taki bukiet dostalysmy zamiast kwiatow.

Gotowe do akcji.


Tutaj efekt koncowy.