Sunday, December 30, 2007

Malzenstwo Ksztalci

Bycie z kims w zwiazku to chyba najwieksza szkola zycia z mozliwych. Wiem malo na ten temat i caly czas sie ucze. Podziwiam ludzi, ktorym sie udalo. Mnie brakuje cierpliwosci, wiary we wlasny zwiazek i samozaparcia. Podczas tych paru chwil kiedy moglam sie na spokojnie zastanowic doszlam do paru wnioskow:
- przede wszystkim trzeba byc madrzejsza od meza ale w taki sposob, zeby sie nie zorientowal,
- maz to dodatkowe dziecko, bez wzgledu na to ile ma lat wymaga takiego samego traktowania jak latorosl,
- powinno sie go caly czas chwalic, chwalic i chwalic, za kazdy nawet najmniejszy drobiazg,
- wiecej wskora sie prosba niz grozba,
- nie nalezy wyciagac pochopnych wnioskow, nie dawac sie poniesc emocjom tylko sprawy spokojnie wyjasniac (hahaha), na pierwszym miejscu kierowac sie rozumem (hahaha),
- placz jest doskonala bronia ale gdy sie go naduzywa przestaje dzialac,
- mezowi nie mowi sie absolutnie wszystkiego, wrecz przeciwnie czasami trzeba go oklamac,
- powinno sie robic wieksza ilosc zaskorniakow niz maz potrafi znalezc,
- czasami lepiej sie piec razy zastanowic zanim sie czlowiek odezwie,
- przede wszystkim jednak trzeba rozmawiac, nie zamiatac problemow pod dywan i udawac, ze sie o nich zapomnialo, tylko je wyjasniac.
Wiem, nie odkrylam niczego nowego ale co innego jest zdawac sobie sprawe z pewnych rzeczy a co innego rozumiec je i wcielac w zycie. Mnie jak na razie idzie to jak krew z nosa.

Wednesday, December 26, 2007

Sto lat!

Trzydziesci dwa lata dzisiaj skonczylam.

Sunday, December 23, 2007

Zyczenia

Rodzinnych, zdrowych,
Piernikowych, wesolych,
Sledziowych, karpiowych,
Prezentowych.
Choinka pachnacych, lsniacych.
Swiat Wam zycze...
W Nowym Roku niech Wam sie darzy,
Duzo milych rzeczy wydarzy,
Niech marzenia sie spelniaja,
Sily i ochoty dodaja.

Wednesday, December 19, 2007

Dominika

Moje najmlodsze dziecko wydaje sie byc najbardziej przedsiebiorcze z calej gromadki. Uwija sie pracowicie jak pszczolka od rana do nocy, z szybka przerwa na drzemke. Nie nadazam za nia. Pole akcji obejmuje cale mieszkanie a do celow ambitnych zostaje zaangazowany maly stoleczek z Ikei. To niesamowicie rozszerza horyzonty. Dominika wie czego chce. Niedawno Robert wytlumaczyl mi dlaczego dziecko dostaje spazmow kiedy puszczam pozostalej dwojce film. Otoz ona rowniez ma swoj ulubiony film, Baby Einstein (??!!?!?!?!). I namietnie chce go ogladac, najlepiej od rana do wieczora. Posilki sa zawsze uwaznie lustrowane i ma byc to samo co u Natalki i Ani. Dominika posiada swoj wlasny talerz i miske, jest do nich przywiazana. Raz dalam o zgrozo! przez pomylke talerz Natalce. To, co sie rozpetalo potem? Pandemonium. Oczywiscie sama je i od tego nie ma odstepstw, bo inaczej nie zje. Dziecko opracowalo juz ambitne rzuty ciala o podloge z kopaniem nog i tarzaniem sie. Sa takze inne formy nacisku typu odwracanie sie i wychodzenie z pokoju z zalosnym placzem, trzaskanie drzwiami oraz podnoszenie na mnie reki (!!???!?!?!!!). Zadziwia mnie jak szybko, majac dwie starsze siostry mozna sie rozwijac. Dominika sugestywnie poslugujac sie cialem potrafi przeforsowac swoja wole. Na przyklad pokazac mi, ze ona absolutnie nie chce mleka tylko kakao. Ona ma 19 miesiecy i swoje wlasne zdanie na prawie kazdy temat. Ulubiona rozrywka jest zakradanie sie do lazienki, wyciaganie pojemnika z nocnika, podnoszenie klapy od sedesu, nabieranie wody do pojemnika i rozlewanie po calej podlodze i wlewanie do nocnika. Lubi rowniez wziac kredke woskowa i przejechac nia po scianach, zmywarce do naczyn, podlodze, lodowce i co tam sie jeszcze pod reke nawinie. Codziennie wygrzebuje ziemie z kwiatkow. Moge juz teraz zauwazyc, ze lepiej dogaduja sie z Natalka, za to z Ania roznie bywa. Dominika lubi sie troche nad nia znecac, bije ja reka albo czyms co zlapie i chlonie Ani ryki, ale buzi jej tez da i poglaszcze po glowie. Zaczela troche wiecej mowic ostatnio i bardzo duzo rozumie. Przysluchiwala sie raz rozmowie starszych siostr (a rozmowy te kraza glownie wokol tematu disnejowskich krolewien) i padlo imie Belle, na co Dominika udala sie do pokoju i przyniosla mala Belle (??!!!??!!). Dominika jako jedyna bez problemu pomaga mi sprzatac, to jeszcze ten etap kiedy obowiazki bawia. Rozpakuje ze mna zmywarke, wrzuci brudne pranie do kosza, posklada zabawki. Szkoda, ze pewnie szybko jej to przejdzie i bedzie jak Natalka z Ania umierac na rozne przypadlosci kiedy trzeba bedzie odgrzebac pokoj, ewentualnie pojdzie spac. U niej jako jedynej widze podobienstwo do siebie ;-))), moze bystra bedzie rowniez jak mamusia...

Saturday, December 15, 2007

Grudzien

Najgorszy miesiac w roku. Zaczyna sie zawsze dobrze, absolutnie rozumiem swiateczne szalenstwo i staram sie dostosowac. Nie przeszkadza mi kicz dekoracji ani zakupowa nagonka w sklepach. Lecace zewszad radosne swiateczne piosenki "holy, jolly, merry tadi da" tylko troche mnie otrzepuja. Mysle sobie "ooooo, ten rok bedzie inny, postaram sie, bedzie super". I potem cos sie ze mna niedobrego dzieje, bum. I zaczynam plakac, plakac i plakac. I awanturowac sie. I jeszcze wiecej plakac. I jestem absolutnie wyprowadzona z rownowagi, roztrzesiona i histeryczna. Nic jakos nie moge na to poradzic. Tuz przed swietami zbieram sie w kupe dla dobra rodziny, posprzatam, zrobie dekoracje, ugotuje, jakos to leci. Bez przekonania - z obowiazku. Potem Nowy Rok i ulga, ze spokoj do nastepnego grudnia. Naprawde nie chce zeby zawsze tak bylo ;-/

Wednesday, December 12, 2007

Jutro Czwartek

Ide na dzien do szpitala. Wsadza na mnie gustowna pizamke, sznurowana na pleckach, gdzie pol tylka wystaje. Uspia mnie i pan doktor zrobi mi kuku. Mam nadzieje, ze blizny nie bedzie za duzej. Boje sie tego, ze przez blizej nieokreslony czas nie bede miec wladzy nad soba. Bardziej sie tym denerwuje, niz tym co tam w srodku znajda. Ale moze jak mnie ululaja to sie przynajmniej wyspie? ;-)

Thursday, December 6, 2007

Mikolaj

Ufff prawie zapomnialam. Przpomnialo mi sie po drodze ze sklepu wczoraj po godzinie dwudziestej wieczorem. Mialam zaoszczedzone troche pieniedzy i w sklepie kupilam troche rzeczy dla dzieci: szczoteczki do zebow, plasterki z kucykami, plyn do kapieli. Nie pamietajac, ze to dzisiaj szostego grudnia. Jak juz dochodzilam do domu, to mnie dopiero objawilo. Juz nie mialam sily wracac sie do sklepu po slodycze. W zwiazku z tym w domu do paczek wsadzilam to, co kupilam, po pomaranczy i jakies przedpotopowe lizaki i cukierki, ktore byly schowane przed dziecmi i troche juz zapomniane. Natalka sie tak uroczo cieszy: podskakuje do gory i na dol i macha rekami przed soba ;-). Popatrzyla na plasterki i zapytala: "Mama? A dlaczego on mi przyniosl bandages?" No ehem dziecko jak by Ci tu wytlumaczyc??? "Pewnie uwazal, ze ci sa bardzo potrzebne?" "Mamo? A dlaczego Ania dostala szczoteczke do zebow z Aurora a ja z Bell? Ja tez lubie Aurore?" Hm, dobre pytanie dziecko, Mikolaj jeszcze zapomina, ze musi Wam absolutnie wszystko kupowac takie samo... "Nie wiem, moze myslal, ze bedziesz sie cieszyc z Bell, bo ona taka sliczna, trzyma roze w rece?" Waga problemu jest duza, poniewaz wszystkie moje corki dokladnie sprawdzaja co ktora ma i co dostaje. Nie dociera do nich jeszcze, ze maja rozne potrzeby ;-/. Jak ta dostaje majtki to druga tez chce majtki. Dominika dodatkowo sprawdza talerze lub miski przy posilkach i koniec swiata jak jest jakas roznica.
A taka ze mnie rewelacyjna matka, ze najmlodsza pociecha nie dostala od Mikolaja nic. I niech nikt nie mysli, ze tego nie zauwazyla. A i owszem. Placz i zgrzytanie zebow. Natalka zapytala juz z piec razy, dlaczego Dominika nic nie dostala. Niestety Mikolaj nie mogl jakos rozsadnie rozdzielic czterech rzeczy na trzy osoby.
Noc coz, zaraz sie zbieram i idziemy zaprowadzic Natalke do szkoly, pomimo tego czy ktos chory czy tez nie. Jakos to bedzie. Zbliza sie przerwa swiateczna o ile sie dobrze orientuje to wtedy bedziemy chorowac.

Wednesday, December 5, 2007

Sroda

Czasami mam dzien jak dzisiaj i osiagam punkt kryzysowy i mam wszystkiego dosyc. Najchetniej to usiadlabym i poplakala sobie w kaciku schowana. Zwlaszcza po calej nocy nieprzespanej kiedy krazylam od jednego kaszlacego, placzacego dziecka do drugiego, do trzeciego. Ania ma trudnosci z oddychaniem, u niej przeziebienie wywoluje reakcje astmatyczne. Musimy robic inhalacje. Od samego rana placz i klotnie, glowa mnie boli .
Zadzwonilam dzisiaj do szkoly, pani byla zainteresowana wylacznie kiedy Natalia przyjdzie, poniewaz sprawdzaja obecnosc. Ciekawe czy jak przekroczy jakis limit to nas wypisza?
Mam dosyc niekonczacej sie listy wydatkow i wyrzeczen. Jak naciagnac skapy budzet, dodatkowo zrujnowany przez strajk zeby na wszystko wystarczylo? Od rana do wieczora tylko mysle i mysle i kombinuje zeby bylo dobrze. A tu wlasciciel stuka do drzwi, gdzie czynsz, ludzie dzwonia gdzie pieniadze. Pieniadze, pieniadze, tylko o to sie rozchodzi.
Wczoraj pognalam z wywieszonym jezykiem do mojego pana ginekologa, ktory kazal mi zrobic badanie krwi i ustalil termin badania w szpitalu na przyszly tydzien. I wcale mnie to nie cieszy, ze mnie w tym celu uspia.
Dzieci, zwlaszcza Dominika robia balagan w zastraszajacym tempie. Nie nadazam ze sprzataniem, a jak juz mi sie cos uda osiagnac to efekty trwaja przez piec minut gora. Gary, gotowanie, zakupy, skladanie do kupy posilkow, mycie, ubieranie, czesanie, karmienie w kolo macieju to samo, niekonczaca sie opowiesc/syzyfowa praca. Nagrody brak. Nigdy nie bylam typem domatorki, probuje sie jakos w swej roli odnalezc, ale kazdy potrzebuje chwili wytchnienia. Skad brac sile? Skad naladowac od nowa baterie?
I wez sie w kupe i bedzie dobrze i dasz sobie rade i poradzisz sobie i bla bla bla i rym cim cim. Jak jest granica moich mozliwosci? Wiem jedno, po pieciu latach zycia w szybkim tempie zaczynam wymiekac.

Monday, December 3, 2007

Poniedzialek

Natalka po wyrwaniu sie ze sterylnego, wolnego od wirusow srodowiska jakim jest nasz dom w szkole musiala powymieniac te dobre bakterie na te wredne. Najpierw zatkal jej sie nos na dwa dni, ale juz od soboty nos zaczal plynac i oczy rowniez. Wczoraj wieczorem sprzedala przeziebienie swoim siostrom. Dominika jako osoba zrownowazona ogranicza sie do wycierania nosa w co popadnie, najczesciej w swoje wlasne wlosy, czarna kanape i moje ubranie. Natomiast Ania to istna masakra. Wieksza czesc nocy przewrzeszczala ciskajac sie po lozku i nie bylo sposobu zeby jej uspokoic. Jedyna przyczyna to cieknacy, laskoczacy nos. Jestem niewyspana. Musialam wziac Dominike do lozka, bo przy Ani wrzaskach budzila sie co chwile. Zaczyna nam brakowac miejsca w lozku, jak jest pelne oblozenie pieciu osob to robi sie bardzo ciasno. Powinnismy pozbyc sie wszystkich lozek i kupic jeden olbrzymi materac na caly pokoj. Codziennie sie ktos do naszego lozka po nocy upycha i potem trzeba te dlugie dzieci wynosic a one i tak wracaja jak bumerangi.
Przygoda ze szkola zostala chwilowo zawieszona do odwolania. Do dwoch dni moze sie obejsc bez usprawiedliwienia. Natalka wcale za bardzo nie teskni a ja az sie boje co to bedzie jezeli zacznie przywlekac do domu wiecej chorobsk ;-/.
Dzisiaj jest poniedzialek, czyli na przekor moj ulubiony dzien tygodnia. Najlepiej mi sie sprzata, mysli i realizuje ambitne przedsiewziecia. Niestety idzie jak po grudzie. Chore dzieci nie chca pojsc drzemnac sobie i tylko non stop podstawiaja cieknace nosy, kichaja i chca a to herbatke a to kakao a to tamto, sramto i owamto. Wszystkie od rana placza. Dominice wychodzi zab na dole.
Odkurzacz sie zepsul, w zwiazku z tym musze cala podloge pozamiatac miotla (!!!). Powinnam sie cieszyc, ze nie mam wszedzie wykladziny, poniewaz wtedy nastapilyby zapewne sceny grozy. Udalo mi sie od 10 rano wypucowac pol podlogi. Jedyny dywan w pokoju dziewczynek odkurzam za pomoca plastikowej szczotki landrynkowatego kucyka Natalki. A czas sobie plynie i plynie i pod koniec dnia znowu sie bede zastanawiac "co ja takiego robilam caly dzien, ze brak widocznych efektow?" I prosze mi tu nie wypominac notki na blogu, bo to jest w czasie mojej przerwy na lancz.

Saturday, December 1, 2007

Tydzien Szkolny

Udalo nam sie jakos dobrnac do soboty, a tu wypadaloby posprzatac. Tymczasem najwieksze marzenie to wdzieczne upozowanie sie na kanapie lub w lozku z kawa/ksiazka/kolorowym magazynem/piwem/herbatka itede itepe w rece. Czuje sie jakbym miala prace na pol etatu. Przy sprzyjajacych warunkach atmosferycznych i dobrej kondycji psycho-fizycznej operacja pt.: "zaprowadzic-przyprowadzic do/ze szkoly" zajmuje mi ponad dwie godziny. Kiedy idziemy tam nie jest tak zle, bo jestem jeszcze pelna energii i poza tym droga prowadzi duzo z gorki. Kiedy wracam do domu, po drodze robie zakupy, w miedzyczasie musze nakarmic Anie i Dominike i postarac sie zdazyc z powrotem. Natomiast kiedy juz mam na wozku wszystkie trzy i idziemy ostatni raz to nastepuje agonia. Czuje sie troche tak jakbym porywala sie z motyka na ksiezyc w imie milosci matczynej. Bo niewatpliwie wkrotce wyciagne kopyta przy takim trybie zycia. Oczywiscie nie wiem co sie bedzie dzialo wtedy kiedy spadnie snieg/bedzie bardzo zimno/wozek sie zlamie/ktos bedzie chory. Wole sie nad tym nie zastanawiac. Jak mam chwile zwatpienia to patrze w brazowe, wielkie oczy mojej cory i klepie mantre "dam rade/ona tego potrzebuje/jakos to bedzie/przeciez sie nie rozsypie". W ciagu pieciu dni Natalka przyniosla do domu trzy (!!!) razy zadanie domowe i jakies wirusy nabyte, ktore jak na razie zatkaly jej tylko nos i polozyly spac na jedno popoludnie. Wlasnie o tym przypomnialam sobie jak juz poszla do szkoly, czyli o wymianie chorobsk i innych syfow. Poza tym moje drogie dziecko nie bedzie jadlo w szkole lanczy, ona widocznie gardzi takimi polproduktami stworzonymi z proszkow, wypakowanych z pudelek i podgrzanych w mikrofalowce. Oplacony mam jeszcze tydzien a nastepnie bede sie bawic w kombinowanie okolowieczorne "co by tu spakowac jutro Natalce na lancz?" Ania placze, poniewaz rowniez chce isc do szkoly, za krzywde rozlaki ze starsza siostra mnie "nie kocha" i ogolnie ma depresje. Robert poszedl do pracy i dobrze, bo mu juz zaczynalo sie nudzic, z tym ze doszlo mi pracowanie koszul i spodni do roboty. To prosze mi przypomniec kiedy ja mam dzien wolny? Bo jakos nie postrzegam.