Saturday, December 27, 2008

Trzydziesci i trzy

Coz Izuniu,
czas nie stoi,
czas cie sciga,
czas cie goni.
Czas na zmiany.
czas na cuda,
jak sie wierzy,
to sie uda.
Nos do gory,
przestan sie mazac,
czas przestac jojczyc,
czas sie wykazac.
Czas zdmuchnac swieczki,
pomyslec zyczenie,
i popracowac nad jego spelnieniem.

Swieta i po swietach







Sunday, December 14, 2008

Emigracja

Obrazami pamietam, zapachami, smakami. Swiat, ktorego juz nie ma, ktory zniknal i powstal na nowo juz bez mego udzialu. Swiat, ktory sie zatrzymal iks lat temu w mojej glowie i trwa piekny, wypolerowany do bialosci, gladkosci kosci sloniowej ciaglym wspominaniem. Czasami nie potrzeba wiele, jakas zapomniana melodia, jakas sytuacja, ktora przypomni cos, kiedys... Czasami nie jestem na to przygotowana i boli, jak uderzy znienacka. Zapach trawy przypomni, zapach tej, skoszonej na Bloniach. Kubki smakowe przypomna sobie kebaba na Grodzkiej, obwazanka z sezamem, zupe grzybowa mojej mamy, lody "U Sliwy" na ulicy Krolewskiej. Zapach bywa najgorszy, jego nadejscia nie da sie przewidziec. Zmijowato wpycha sie w nozdrza i laskocze umysl od wewnatrz. Obrazy powoli zaczynaja blednac, mieszaja sie nazwy ulic, nazwy miejsc, imiona i nazwiska ludzi. A w mojej glowie zdarzenia jak siedem lat temu, odgrywane w kolko i od nowa, takie same, niezmienne, zapamietane.
Tata siedzacy na malym stoleczku i obierajacy ziemniaki pod zlewem, moj brat i jego kolekcja kamieni, oczywiscie mama, mama, mama. Tatry, Rynek o poranku, Myslenice, Warszawa, obrazy, moje fotografie wewnetrzne miejsc i ludzi.
Moja Polska juz sie zdarzyla, jest przeszloscia, juz sie nie zisci. Zamkniety na klodke rozdzial zycia, od ktorego klucz gdzies sie zapodzial.

Friday, December 12, 2008

Urodziny

Alkohol niszczy wszystko, zabija milosc, przyjazn, normalne zycie. Picie jest najwazniejsze. Jest wazniejsze niz zona, dzieci, dom, praca. Pijacego nie obchodzi nic poza alkoholem, ktory ma przed nosem. Nie obchodzi go dwoje dzieci siedzacych bez opieki w domu po to, zeby trzecie dziecko moglo pojsc do szkoly. Nie obchodzi go, ze zona musi odwolac skan glowy, na ktory nie moze pojsc z dziecmi. Nie obchodzi, ze pranie nie zrobione i nie ma w czym spac ani pojsc do szkoly i do pracy. Ma w dupie, ze go nie ma w domu przez dwadziescia cztery godziny i zona dostaje histerii (ot, glupia) myslac, ze moze jednak, moze tym razem cos mu sie jednak stalo. Oblewanie urodzin z kumplem przez dwie noce i jeden pelny dzien jest wazniejsze niz to, co ma we wlasnym ponoc domu. Nic to, ze kazde dziecko ma prezent, wlasnorecznie narysowana kartke, na stole czeka specjalnie ugotowany obiad, tort zostal kupiony i lody. Dzieci placza gdzie tatus a matka musi klamac, ze tatus poszedl niestety do pracy, chociaz od tygodnia trabil wszystkim o tym, ze wzial sobie spacjalnie wolne. Takie rzeczy sa wystarczajaco straszne na filmach, w normalnym zyciu po prostu lamia serce.
Sto lat Robert, mamy wszyscy nadzieje, ze miales super impreze urodzinowa.

Wednesday, December 3, 2008

...

Nie zastanawialam sie czy w ogole, zastanawialam sie tylko jak dlugo jeszcze. No i mam problem rozwiazany. Moj maz ma prace do czwartego stycznia...
W styczniu siedemdziesiat procent teatrow na Broadwayu zostanie zamknietych. Raczej mnie to nie dziwi, bo kogoz przy kryzysie ekonomicznym stac na pojscie na przedstawienie gdzie bilet kosztuje ponad sto dolarow od osoby? Chyba powinnam pakowac walizki i uciekac gdzie pieprz rosnie?

Monday, December 1, 2008

Po weekendzie pelnym przygod.

W czwartek obchodzilismy swieto Dziekczynienia, ktore bylo nawet mile i sympatyczne. Robert gotowal w zwiazku z tym ja zajmowalam sie dziecmi. Poszlysmy do parku a potem przez kolejne szesc godzin (taka jest srednia oczekiwania na posilek jezeli moj maz gotuje ;-) bawilam sie z dziecmi. Czytalysmy ksiazeczki, ukladalysmy puzzle, gralysmy w gry, bawilysmy sie zabawkami. Dzieci maja co wspominac az do kolejnego indyka. W piatek ojciec moich dzieci zrobil wszystkim uprzejmosc i pojechal polowac w swe rodzinne strony. Przy okazji poterroryzuje sobie swoja matke, brata, siostry i reszte rodziny a nie mnie ;-) Odetchnelam w ulga, cisza i spokoj, wolnosc i relaks. Jako inauguracje wspanialego weekendu pojechalysmy w piatek do Centrum Techniki, gdzie dzieciaki maja raj na ziemi. Wszystkiego mozna dotknac, wszystko sprawdzic, mozna pobawic sie w sklep, jest przedstawienie z pacynkami oraz absolutnie fenomenalny plac zabaw. Po czterech godzinach atrakcji dzieci dotarly do domu w stanie skrajnego wyczerpania, ale jakos dokulaly do obiadu a potem solidarnie padly spac az do bialego rana. W sobote poszlysmy do biblioteki, gdzie pani czytala ksiazeczki i spiewala piosenki, a nastepnie mozna bylo posiedziec przy stole przez dluuuugi czas i kolorowac, kiedy to mama buszowala radosnie po polkach z ksiazkami. Popoludnie poswiecilysmy na przygnebiajace, bezsensowne zajecia typu zakupy, sprzatanie i gotowanie, w zwiazku z tym nie ma sie nad czym rozwodzic. A w niedziele przyszla do nas kolezanka z dwojka dzieci i zrobilismy czterogodzinna impreze z tancami, obzarstem i zabawa. Dzisiaj przychodzi inna kolezanka po szkole i zrobimy powtorke z rozrywki, poniewaz trzeba wykorzystac fakt, ze chata wolna do jutra wieczorem. Troche mi zaczyna jednak kondycja siadac po tych wszystkich wybrykach, poniewaz po uporaniu sie z kryzysem pralniczym dzisiaj w nocy (do godziny drugiej nad ranem) nie udalo mi sie wstac o 7 rano i zaprowadzic Natalki na czas do szkoly. Spoznilysmy sie dwadziescia piec minut. Dzisiaj wypadaloby zrobic zielona noc i porzadnie sie schlac ;-), ale wtedy to juz chyba w ogole bym nie wstala.