Friday, August 28, 2009

Coney Island

Coney Island lata najwiekszej swietnosci ma juz za soba, aczkolwiek w dalszym ciagu jest atrakcyjnym miejscem odpoczynku dla wielu osob, zwlaszcza obarczonych duzym przyrostem naturalnym. Jest to polwysep na brzegu Oceanu Atlantyckiego, znajdujacy sie w dzielnicy Brooklyn. Wygodnie mozna dostac sie tam metrem. Oprocz plazy, wesolego miasteczka, mola, nowojorskiego akwarium, znajduje sie tam niezliczona ilosc bud z jedzeniem, grami, pamiatkami, przedstawieniami oraz organizowane sa wszelakiego rodzaju imprezy, np. slawna "Parada Syren" lub konkurs tatuazu. W tym roku rowniez cyrk przyjechal.
Swietne miejsce na spedzenie calego dnia i bolesne pozbycie sie duzej ilosci gotowki niewiadomonaco.


Akwarium zwiedzalismy w przyspieszonym tempie, dzieci chcialy na plaze, poniewaz w akwarium byly juz w zeszlym tygodniu a Robert jak zwykle umieral z glodu. EEEe taka z nimi zabawa, musze sie tam kiedys sama wybrac.


Natalia mi zaimponowala, poniewaz wziela sobie notatnik, olowek i rysowala zwierzeta z natury. Nie wiem skad jej sie wzial taki pomysl ale rysunki wyszly jej calkiem niezle. Na tym zdjeciu rysuje koniki morskie. Moze bedzie artystka?


Lancz zjedlismy w powyzszym miejscu "U Natana"? gdzie produkuja slawne hot dogi i inne smazeniny. Ja zostalam uraczona smazonymi udkami zabimi, ktore nie zrobily na mnie wiekszego wrazenia poza lekkym zbrzydzeniem, nie dosc ze wygladalo to jak pol zaby to jeszcze w srodku mialo jakies zylki.


Dzieci na szczescie nie nalegaly zeby pojsc do wesolego miasteczka, poniewaz spieszyly sie na plaze. A tam wszyscy juz siedzieli. Towarzystwo kolorowe, z przewaga krwi latynoskiej, o czym mozna bylo sie przekonac z ryczacych odtwarzaczow CD i wyginajacych sie cial w rytmie salsy czy innej samby. Plaza byla zasmiecona ponad wszelkie pojecie, odplyw byl niski i smierdzialo, ciezko stwierdzic czym. Co chwila ktos sympatyczny zagadywal w celu sprzedania a to naszyjnika, a to mango na patyku, a to piwa z plecaka. Na brzegu lazalo wyrzucone zycie oceanu, jakies muszle, jakies czesci krabow, czym to hojnie pozywialy sie wszedobylskie, rozwrzeszczane mewy. Jednym slowem: spacerowac po Coney Island mozna, cos zjesc, cos wypic ale plazowanie polecam w innym miejscu.






Sunday, August 23, 2009

Przeboj Sezonu

Prawie przez cale wakacje, z maniakalnym uporem zarlam dzien po dniu pikantne kielbaski wloskie w sosie pomidorowym. Nie wiem co mnie napadlo i nie zycze sobie zadnych komentarzy na temat ciaz.
Niestety jedzenie owe odlozylo sie rownomiernie w okolicach talii, nie wspominajac problemow z trawieniem. W zwiazku z tym po ostatnim moim randes vous kielbasianym postanowilam rzucic nalog dla ratowania zoladka i bliskiego mi tylnego wyjscia.
Podziele sie z Wami przepisem, poniewaz jedzenie to jest w moim mniemaniu rownie niezdrowe co pyszne ;-). Jest to najprostsza wersja, mozna improwizowac wedle gustu.
Czas przygotowania: wraz z wkladaniem w to serca 20 minut,
Gotowanie: na najmniejszym ogniu 2 godziny,
Ilosc kalorii: niebotyczna,
Zgaga: nie do opisania.
Cudowny sekret: najlepsze sa na drugi dzien ;-)

Do garnka wrzucamy dwie duze puszki sosu pomidorowego, obsmazamy kielbaski lub nie(pikantne lub slodkie, jak kto lubi, ja nie lubie slodkich, bo sa tluste i nie smakuja mi), wrzucamy do garnka, troche soli, pieprzu, suszony lub swiezy koperek (ja preferuje swiezy, daje niezapomniany smak i zapach ;-), gotujemy kielbaski na malutkim ogniu z poltorej godziny a potem dorzucamy plastry cebuli i wedle uznania kawalki lub paski czerwonej lub zielonej papryki (ja nie lubie czerwonej). Gotujemy dopoki cebula wraz z papryka beda tak miekkie jak lubimy. Podajemy w dlugiej bulce (hero) lub na talerzu. I jak ja mam to rzucic jak na sama mysl cieknie mi slina?



Sunday, August 16, 2009

...

Szkoda tak pod wplywem impulsu wyrzucac tyle dobrych wspomnien w kosmos.