Wednesday, July 28, 2010

Akwarium i Muzeum Przyrodnicze

W poblizu Wawelu, na ulicy sw. Sebastiana w trzypietrowej kamienicy znajduje sie krakowskie Aquarium. Akwaria i egzotaria rozmieszczone sa na dwoch pietrach.







W zbiorniku, w ktorym mial znajdowac sie rekin plywaly jedynie jakies niebieskie ryby a tam, gdzie powinny byc koniki morskie plywala tylko jedna anemiczna sztuka. Moze przyszlysmy w nieodpowiednim czasie?



Prehistoryczny nosorozec wlochaty, jedyny zachowany w calosci taki egzemplarz na swiecie.



Jezeli ktos pytalby mnie o zdanie to akwarium nie zrobilo na mnie powalajacego wrazenia. Moze dlatego, ze widzialam inne akwaria. Mojemu bratu sie podobalo, przyjaciolce i dzieciakom rowniez. W gazetach opisuja sukcesy hodowlane, na przyklad narodziny konikow morskich, pytonow tygrysich i gekonow orzesionych. Egzotarium jest bardzo ladne i widac, ze ktos dolozyl duzo staran do stworzenia calego miejsca. Szkoda tylko, ze ekspozycja nie zostala ukonczona ze wzgledu na problemy opisane ponizej.
http://krakow.naszemiasto.pl/artykul/499518,sprawa-akwarium-trafila-do-krakowskiego-sadu,id,t.html




Tuesday, July 27, 2010

W czasie deszczu...

Pogoda sie zepsula, podobno az do samego konca tygodnia. Dalej nie wiem co bedzie. WSzyscy sie ze mnie smiali, ze spakowalam kalosze. Dzieci zapytaly dzisiaj czy spakowalam parasolki hehehe. Na szczescie mamy plaszcze przeciwdeszczowe. Coz mozna robic z trojka dzieci zeby sie w deszczu nie nudzily?
Mozna na przyklad pojsc do pobliskiego kina na sliczny film o dzwoneczku.




Moza sie obzerac na przyklad kebabem ;-)))


Mozna pojsc na spacer w deszczu, najlepiej do restauracji i w dalszym ciagu sie obzerac ;-)



Mozna pojsc do jakiegos centrum handlowego i bez sensu wydac troche pieniedzy.



Przy tym akurat stoisku mi sie upieklo, poniewaz pani sprzedawczyni gdzies poszla, stad Ani kwasna mina hehh.



Dzisiaj idziemy do Akwarium i Muzeum Przyrodniczego. W Krakowie nie mozna sie nudzic nawet kiedy pada deszcz ;-)


Thursday, July 22, 2010

Dwa tygodnie wakacji dzisiaj minely...

Dzieci mleka nie pija w ogole, polskie mleko jest "niedobre", "zepsute", "nie tak smakuje". Zakupilam lodowke jogurtow wszelakiego rodzaju, bo tez nie wiadomo za ktory sie chwyca. Karmienie na zasadzie prob i bledow. Zaprowadzilam na Rynku dzieci do kawiarni na snobistyczne sniadanko: soczek, tosty lub kanapeczki. A Natalka pyta: "A maja tutaj salate, zupy i pierogi?" No ja na to, ze niestety nie maja ale tutaj tak ladnie: suszone kwiatki, stare butelki i na scianach stare obrazki i meble nie do pary itede i tralala... A moje dzieci, ze niestety ale idziemy gdzie indziej (??!?!?!). Zapoznalam w zwiazku z tym moje corki z przebojem mojego zycia, ktory do tej pory sni mi sie po nocach czyli kebabem. Ania i Natalia zjadly jakiegos pieroga na spolke, gdzie Ani prawie oczy wyszly na wierzch a Dominika zezarla dwie trzecie kebaba a reszte dojadly Ania i Natalka. Dzieciaki jak juz jedza to konkretnie.
Najwieksza atrakcja w domu to pralka ladowana od przodu. Widac jak pierze i widac jak wiruje. Trojka dzieci siedzi pod pralka i oglada jak telewizje. Slychac okrzyki: "o teraz jest piana", "a teraz woda sie leje", "kreci sie".
Szok kulturowy nastapil kiedy dzieciaki sie dowiedzialy, ze toaleta jest platna. Pytaja sie mnie dlaczego i co niby ja mam im na to odpowiedziec? Z siusianiem jest problem. W domu wszystkie trasy wycieczek mamy opracowane od toalety do toalety a tutaj ryzyk, fizyk. Zwlaszcza, ze odzwyczailam sie od zalatwiania dzieci w krzakach i mam opory ;-). Na placu zabaw szukalam toalety, chyba mam cos z mozgiem. Na Rynku z sikaniem ciezko jezeli nie idzie sie do knajpy trzeba szukac, minely czasy kiedy McDonald's byl za darmo, teraz licza sobie wiecej niz inni czyli dwa zlote. Jak do tej pory znalazlam trzy miejsca z toaleta za darmo. Najlepiej nie pic i nie sikac.
Przyjaciolka ze wsi przywiozla domowej roboty kielbase, kaszanke i salceson. Owszem zezarlam wszystko ;-)))) i nie moglam sie ruszac. Oprocz tego byly jeszcze czerwone porzeczki z cukrem, chleb razowy i ogorki kiszone robione przez moja mame. (2/3 sloika na jedno posiedzenie). A potem sobie popchalam czekolada Wedla hehehehe.
Dzisiaj dalam noge z domu i zjadlam bryzol z pieczarkami wielkosci grzybow portobello u "Babci Maliny". Powinnam sobie sprawic drugi zoladek. Dpbrze, ze nie przyjechalam w czasie swiat bo chyba wyladowalabym w szpitalu.
Nie rozumiem jak moglam zapomniec, ze panie w sklepach spozywczych siedza przy kasach na stolkach i za kazdym razem jak to widze to mnie to dziwi.
Tatus Robert napisal, ze ma depresje i ze w domu cicho jak w grobie. Mowi, ze teskni i ze szesc tygodni to zdecydowanie za dlugo. Wstyd przyznac w najwiekszym sekrecie co za ulga, ze on tak daleko, ale mi dobrze...

Tuesday, July 20, 2010

Wakacyjny misz masz

Kankan lub jezioro labedzie ;-)

Widok z Mostu Grunwaldzkiego na Wawel.


W Zoo znajduje sie teraz Mini Zoo gdzie mozna poogladac, dotknac oraz powachac zwierzeta domowe.


Z przodu slon, z tylu slon i Ania. Jak bede w dalszym ciagu kontynuowac to wielkie zarcie to bede sie nie tylko czuc jak slon ale i wygladac ;-).




Poszlismy z wizyta i tam deser podano.


Z cyklu: co poza piaskownica sprawia najwieksza radosc amerykanskim dzieciom.





Friday, July 16, 2010

Wakacje 2010

Na lotnisku z walizami i komitetem powitalnym.

Pod lokomotywa przy AGH.


W Parku Jordana.


Na Kopcu Kosciuszki.







Szok kulturowy numer jeden

Mama zapragnela sobie buty kupic. Kolo ich mieszkania jest male centrum handlowe pt.: "szmaty, graty, majty w kwiaty". Wchodzimy do sklepu obuwniczego. Mama zapomniala sobie cienkich skarpetek do mierzenia. Pani podala dwie cienkie podkolanowki, zreszta miala tylko jedna, musialam pojsc do sasiedniego sklepu kupic jej nowe pudelko. Mama zdecydowala sie na buty, zaplacilam i wychodzimy. A pani za nami krzyczy: "Ale pani zapomniala zostawic podkolanowki". Ja z mama konsternacja, patrzymy po sobie. Pani zdarla z mamy podkolanowki, w jednej zreszta zrobila sie dziura i wsadzila z powrotem (!!??!?!) do pudelka. Powiedziala, ze przeciez nie zaplacilysmy za nie i bedzie dla nastepnego klienta. Na moj argument (bo niepotrzebnie sie odezwalam) , ze to przeciez niehigienicznie dowiedzialam sie, ze niektorzy klienci sie domagaja a nawet chwala mozliwosc wypozyczenia podkolanowek. Co kraj to obyczaj? Nie wiem, moze sie juz zamerykanizowalam i przewrocilo mi sie w glowie, ze wymagam do mierzenia butow jednorazowych skarpetek? Chociaz mama mnie pocieszyla, ze ona chociaz tutaj mieszka nie zgadza sie na mierzenie butow w skarpetkach z czyims grzybem i smrodem ;-)))

Wednesday, July 14, 2010

Sroda

Borowki ze smietana, kotlety schabowe, mlode ziemniaczki, fasolka szparagowa z zasmazka, salatka z pora. Wiecej grzechow na dzisiaj nie pamietam.
Pojechalam do Urzedu Miasta Krakowa. Na poczatku sie okazalo, ze jakims cudem udalo mi sie wziac jednak zamiast oryginalu aktu malzenstwa kopie. A dwa debile Robert i Izunia medytowali, ktore bylo kopia, ktore oryginalem razem przez dluzsza chwile a i tak zle wymyslili. Do tego potrzeba jeszcze akt urodzenia Roberta i potwierdzenie ojcostwa i przetlumaczyc absolutnie wszystkie dokumenty wraz z tymi przetlumaczonymi w Stanach. Tlumacz ze Stanow nie jest na liscie tutejszych tlumaczy w zwiazku z tym tlumaczenie nie moze byc uznane.
Konkluzja: niczego nie udalo mi sie zalatwic i wyglada, ze dluga droga mnie czeka. Gdybym przyjechala tylko na tydzien to moglabym sie na przyklad zalamac a tak powolutku zobaczymy o sie uda osiagnac. Robert na pewno sie ucieszy jak go poprosze zeby pozalatwial jakies papiery.
Babcia jakos wymieka, polamana jest i wszystko ja boli. Odmowila wyjazdu jutro do zoo w najgoretszy dzien tutajszego lata ;-).
Dzieciaki atakuje zewszad dzika przyroda Krakowa. Pogryzione sa cale przez komary az musialam pojsc do apteki i zaopatrzyc sie w rozne mascie i wapna. Pryskanie aparatem ze Stanow nie dziala, tutejsze komarzyce to twarde sztuki. Na placu zabaw na Natalke rzucila sie czerwona mrowka i ja uzarla. Ale byl cyrk i histeria, wszyscy sie patrzyli. Niewdzieczna mama Natalki i babcia prawie sie posikaly ze smiechu. Dzieci nerwowe sa, bo caly czas im cos przed nosem lata i cos na nich siada. W krzaki to w ogole nie wejda a na trawe na paluszkach, bo uswiadomilam je o istnieniu pokrzyw. Takie miastowe przyjechaly, jak pojedziemy na wies to chyba nie wyjda z domu. Chociaz tam moze nikt sie nie bedzie na nas patrzyl jakbysmy mialy po dwie glowy.

Monday, July 12, 2010

Poniedzialek

Wisnie, czerwone porzeczki z cukrem, czarne porzeczki, zupa pomidorowa, pieczen w sosie pikantnym, zupa grzybowa, maltanki. Zalozylam sie z kolezanka przed wyjazdem kto wiecej schudnie. hahahaha. Jak na razie jem, jem i jem.
Babcia siedzi w kuchni i pichci. Nie da sobie przemowic do rozumu, ze dzieciaki nie sa glodne. Dzieci pochlaniaja kostki cukru, jakies maltikeksy i galaretki z truskawkami i bita smietana. Babcia wziela szklane butelki i rurki i zrobila im banki mydlane.
Ja dzisiaj pojechalam i zalatwilam bilety miesieczne dla nas wszystkich, bo kupowanie setek biletow, kasowanie i szukanie ktore sa ktore to nie na moja glowe.
Nie wiem gdzie ten relaks i oddech, jak na razie caly czas cos robie. Nawet wyspac sie nie moge, klade sie o 2 nad ranem a zaraz o 9 rano telefon od babci/mamy: "to o ktorej bedziecie i dlaczego was jeszcze nie ma?"
Postep na dzisiaj: dzieci o 10 rano byly na nogach a o 22:30 spaly!

Saturday, July 10, 2010

Jest super!

Nie moge powiedziec, ze latanie z trojka dzieci dwoma samolotami to bulka z maslem. Nie spalam cala noc, ale dalysmy rade. Chyba nie lubie ladac samolotami, chociaz widoki po drodze z Warszawy do Krakowa byly piekne. Jak zobaczylam Wawel z lodu ptaka to sie obowiazkowo poryczalam.
Teraz jest juz pierwsza w nocy a ja w dalszym ciagu nie moge zasnac maluje paznokcie u stop. Dzieci natomiast zrobily postep i zasnely o dziesiatej a nie jak wczoraj o dwunastej w nocy.
Czuje sie tak, jakbym niegdzie stad nie wyjezdzala. Gdyby nie obecnosc dzieci to czulabym sie tak, jakby czas cofnal sie o osiem lat wstecz.
Widzialam jarzebine, skode i poloneza. Napchalam sie dwoma obwarzankami z sezamem. Obzeram sie wisniami.
W autobusach swojsko pachnie potem i alkoholem, w eterze plyna rozne kolorowe wyrazenia.
Kasowanie biletow mnie doprowadza do szalu, musze zalatwic jakis bilet miesieczny.
Powietrze mi pachnie az do zawrotu glowy, do tego nie ma wilgotnosci i duchoty. Wychodze na balkon i upajam sie zapachami.
Dzieci i kot w szoku a dziadek z babcia w amoku.
Wszystko tutaj inaczej smakuje. Kupilam dzieciakom platki sniadaniowe takie same, ktore jedza w Stanach ale one inaczej smakuja. Wszystko nie jest tak straszliwie przeslodzone. Mleko inaczej smakuje, jajka sa pomaranczowe. Dominika mi powiedziala, ze nie chce tego mleka, tylko to drugie "normalne".
W zwiazku z przestawieniem smakowym dzieci sa na diecie i wszyscy wokolo sie zamartwiaja, ze je glodze i czym ja je karmie w Stanach. Dzisiaj co prawda juz bylo lepiej i zezarly mi cale miesko, ktore sobie zamowilam.
Zaliczylysmy dzisiaj Park Jordana, gdzie wszyscy mieli okazje poplywac na rowerkch wodnych po jeziorku. Nie wiem czy moja mama bedzie mogla jutro chodzic. Dzieciaki zakochane w polskich placach zabaw, u nas sa inne. Wysypany wszedzie piasek to najlepsza radocha. Wracaja do domu takie brudne, ze woda jest czarna.
Ania i Natalia zaanektowaly dziadka i wykorzystuja go do trzymania za rece, noszenia na barana, i wszelakich zabaw.
Wakacje Prosze Panstwa uwazam za oficjalnie rozpoczete ;-)

Wednesday, July 7, 2010

Na razie i do zobaczenia

Goraco jak w piekle. Do wyjazdu pozostalo szesc godzin. Wszystko gotowe. Poodkurzalam cale mieszkanie i teraz myje lazienki. To sie chyba nazywa zabijanie czasu i nerwow. Robert i dzieci siedza w ogrodku z basenikiem metr na metr.
Stanelam na wage, przez nerwy schudlam ze trzy kilogramy.
Nie dociera do mnie fakt, ze jutro mnie juz tu nie bedzie, jutro bede w Polsce.

Tuesday, July 6, 2010

Pakuje sie...

...od rana, konkretnie dziewiatej. Spakowalam kostiumy kapielowe, reczniki, nakrycia glowy, filtry, okulary przeciwsloneczne, ladowarki, prezenty, kosmetyki, cholewy, peleryny, wszystkie swoje ubrania i milion innych pierdol. Jest czwarta po poludniu i pakuje dzieci: ubrania jak bedzie zimno: bluzy, koszulki, dzinsy, ubrania jak bedzie cieplo: sukienki, krotkie spodenki itede i tada i trele morele. Pakuje czwarta walizke a do konca jeszcze daleko. Potem bagaz podreczny: ubrania na zmiane, pluszaki pod glowe, ksiazeczki, kolorowanki, gry i zebym sobie przypadkiem nie zapomniala paszporty i bilety i dokumenty i antybiotyki i pastylki na tarczyce. Ufff...

Monday, July 5, 2010

Poniedzialek

Natalia wyszla z choroby, tylko dostala czyszczenia poniewaz mamusia ja podtrula podwojna dawka lekarstwa. Sprzedala angine siostrom i dzisiaj temperatura oscylowala pomiedzy 38 a 39. Mamy antybiotyk na podroz, trzeba bedzie dwie butelki przetransportowac w chlodzie. Za oknem jakies 35 stopni w cieniu a ja musze pakowac jakies bluzy i wiatrowki.

Poniedzialek

Zaczelam sie pakowac. Chyba umieram ze strachu. Wiem, ze ludzie lataja, caly czas. Ostatni raz lecialam osiem lat temu i bez dzieci. ufff.....

Sunday, July 4, 2010

Niedziela

Stan podwyzszonej gotowosci. Mieszkanie zostalo zorganizowane i posprzatane, zakupy zrobione (poza paroma glupotami do zalatwienia jutro). Dzisiaj pranie i powoli zaczynam sie przystawiac do walizek. Wydaje mi sie, ze dopiero jak powyciagam wszystko z szaf i polek to dojdzie do mnie ogrom przedsiewziecia. Dobrze, ze moge wziac cztery walizki. Juz postanowilam olac wozek zeby dac Dominice szanse targania walizki i plecaka ;-).
Natalka chora z angina na antybiotyku, musielismy odwolac wszelkiego rodzaju pozegnania.
Dzieci spakowaly do samolotu poduszki. W kategorii najwazniejszych rzeczy do spakowaniu u moich dzieci na pierwszym miejscu sa przytulanki, na drugim makijaz, na trzecim bizuteria, na czwartym gra elektroniczna z 20 zapasowymi bateriami hehh. One chyba nie wiedza ile takie baterie waza!
Jeszcze trzy dni ;-)

Thursday, July 1, 2010

Trema

Denerwuje sie coraz bardziej. Jak to bedzie? Jak ludzie mnie przyjma, jak sie miasto zmienilo? Abstrakcyjne tematy: moi rodzice w roli dziadkow, moj brat w roli wujka. W glowie wspomnienia, sentymenty, czas stanal 8 lat temu. Jaka bedzie rzeczywistosc? W dolku mnie sciska jak mam chwile czasu na myslenie...