Saturday, August 31, 2013

Dzieci w Muzeum

 
Troche sie obawialam, ze dzieciakom sie nie spodoba, ale Metropolitan jest duzo bardziej zroznicowany niz MoMa i jak wytrzymalysmy piec godzin to bardzo dobry wynik. Ponizej hol glowny, wszyscy jeszcze pelni energii.
 




Egipt zdecydowanie im sie najbardziej podobal i zadawaly kupe pytan, na ktore nie znalam odpowiedzi. Chyba moja wiedza nie wybiega juz duzo dalej niz "oto sfinks" a "oto mumia".




Zeby zainteresowac dzieci wystawami rozdaja materialy, ktore w przystepny sposob przyswajaja pewne eksponaty i motywuja do odkryc/poszukiwan. My zrobilysmy starozytna Grecje, bo wiaze sie ona z ksiazka Ricka Riordana "Percy Jackson and the Olympians".



Babelkowy renifer wzbudzil u dzieci sporo emocji. Przeczytalam dokladnie wszystkie informacje na jego temat ale zapomnialam je w piec minut, dlatego teraz nie moge pochwalic sie rozlegla wiedza na jego temat.



Na samym koncu przewleklam zmarnowane dziewczeta przez malarstwo i sztuke wspolczesna. Siadaly na srodku sali a ja oblatywalam siasiadujace sale dookola, bo juz sil nie mialy. Niestety Van Gogha i paru innych nie moglam sobie podarowac. Co ciekawe wszystkie znaja juz niektorych artystow ze szkoly i jak kogos rozpoznawaly to sprawialo im to duza frajde. Miedzy innymi uslyszalam jak van Gogh obcial sobie ucho i jak Pollock malowal swoje obrazy. Warhol i Picasso tez nie sa im obcy.




Sztuka wspolczesna jest dla mnie - ignoranta zabawna i w zwiazku z tym warta zobaczenia. Przy znanym/drogim amerykanskim artyscie o imieniu Cy Twombly raz prawie posikalam sie ze smiechu. Seria jego obrazow? z motywem Illiady powala mnie doslownie na kolana a raczej sklada mnie w pol. Powyzej zasznurowane jajko i jakas znana postac kucajaca na scianie. Seria plocien w kolorze teczy mi sie nie zmiescila w kamerze, za duzo Sztuki na raz to bylo.
Co absolutnie nie dziwi wykonczone dzieciaki byly w stanie po wyjsciu z museum spedzic jeszcze w Parku Centralnym trzy godziny. Niestety bacteria w aparacie mi padla. Wybierzemy sie moze w przyszlym tygodniu jak bedzie ladna pogoda.

 

Thursday, August 29, 2013

Metropolitan Museum of Art

 
Jakby to ujac - museum jest wielkie i na nastepny dzien czuje sie je w nogach, ktore nastepnie wchodza w ta szlachetniejsza czesc ciala. Oczywiscie bylysmy tam (ja wraz z czworka dzieciakow w wieku siedem do dziesiec lat) "tylko" piec godzin. Normalny czlowiek dorosly pewnie dalby rady od otwarcia do zamkniecia, a i tak nie zobaczylby wszystkiego. Rzecz jasna kulturalni ludzie w muzeum nie uzywaja flesza i przez to niektore/wiekszosc zdjec traci na atrakcyjnosci. No chyba, ze ma sie super sprzet, ktory wie sam co ma robic. Nie narzekam, tam gdzie byly okna zdjecia mi powychodzily hehehe.
 
 
W tle swiatynia Dendur z czasow rzymskich



 
Witraz Louis Comfort Tiffany'ego, Natalia go rozpoznala z lekcji plastyki w szkole. Nauka nie idzie w las.





 
Wystawa broni i zbroi.





Rzezba na scianie, dzieciaki sie cieszyly hehehe. Zapomnialam tytulu a znany byl...
Czesc wspolczesna muzeum, sztuka przez duze eS.



Hol glowny, gdzie po sprawdzeniu plecaka kazali mi zostawic go w szatni,byl za duzy. Przepakowalam butelke wody i jakies batony odzywcze do malego plecaka a cale zarcie zostalo w szatni. Po godzinie chodzenia dzieciaki zaczely umierac z glodu i musialam je wziac do muzealnej jadalni, ktora charakteryzuje sie tym, ze jest horrendalnie droga. W jadalni sie okazalo, ze portfel oczywiscie zostal w duzym plecaku. Pani przy kasie mi pomogla, za polowe zaplacilam zdzierajac kase z kolezanki moich corek (ktora miala na sklep z pamiatkami)  i po posadzeniu dzieciakow przy tym co udalo mi sie kupic pogalopowalam po portfel. Ja wyrodna matka zostawilam dzieci bez opieki, nie dosc, ze wlasne to i jedno cudze. Oczywiscie pierwszy raz nie znalam trasy to zrobilam niezly objazd. Przy okazji zobaczylam nieodkryte wczesniej obszary museum. Z powrotem poszlo mi juz szybciej. Dzieciom museum sie podobalo, a troche sie obawialam bo w muzeum sztuki wspolczesnej (MoMa) umieraly z nudow.
 
c.d.n.


Monster in Paris

Nie ma za wiele filmow, ktore robia na mnie wrazenie. Nie wiem dlaczego sie tak dzieje, moze za malo ich ogladam a moze sa to nieodpowiednie filmy. Ogladam i zapominam, zamiast myslec o nich i przetrawiac odebrany przekaz. Niedawno spotkala mnie niespodzianka, bo natkelam sie na film, ktory wpisalam na liste tych, ktore bede pamietac. I niech nikt nie mysli, ze bedzie to wartosciowy dramat, uczacy zycia ;-). Od dwoch tygodni jestem zachwycona tym filmem i nuce sobie z niego piosenki. Film animowany. Dwie glowne postacie mowia glosami Vanessy Paradis i Seana Lennona. I to sie chyba tak najbardziej w tym liczy. Jak uslyszalam pierwszy utwor to mnie troche przytkalo, tak nierzeczywiste to bylo spiewanie. A potem bylo juz tylko lepiej. Filmowy sountrack jest wykupiony na amazonie doszczetnie. Musze uzbroic sie w cierpliwosc i moze mi przejdzie. Nie bede rozwlekac sie opisami, pojde po najnizszej linii oporu i zamieszcze obrazy. W ten sposob mozna szybciej ocenic czy cos sie lubi czy tez nie. W kazdym razie serdecznie polecam. Cala moja rodzina ten film lubi, uwzgledniajac malzonka. W Polsce film ma tytul: "Przygoda w Paryzu".




Po francusku caly film jeszcze zyskuje na uroku.




Koniec Wakacji

Mamy intensywny. Probuje nadrobic miesiac stracony na prace (to byl glupi pomysl i nigdy wiecej) i na chorowanie. Pojechalysmy do kolezanki do Connecticut w odwiedziny na trzy dni, gdzie byczylysmy sie nad jeziorem. Poza tym jezdzimy do kosciola (a to na pol dnia wyprawa) i na plaze. Bylysmy na rybach. Mialam moj wlasny chrzest a Robert mial swoj wlasny. Mielismy go razem na ogolnej imprezie naszego kosciola. Bylysmy w Metropolitan Museum of Art i w Parku Centralnym. Chodzimy na rowery i plac zabaw. Dzieci wieczorami padaja do lozek twarza w dol. W przyszlym tygodniu ide do pracy. Niewygodnie mi z tym bardzo, w sumie to dobrze sie czuje z tym siedzeniem w domu, ale na propozycje zwolnienia sie permanentnego moj maz zareagowal newralgicznie i powiedzial, ze lubi moja prace. No pierwsze slysze, trzy lata mu zajelo zeby docenic te mizerne pieniadze, ktore przynosze do domu. Przeniesli mnie do innej klasy, moja superviser wytlumaczyla mi, ze beda tam polskie dzieci, ktore potrzebuja wsparcia. No jasne biedne, polskie dzieci przychodza do szkoly po raz pierwszy i nie znaja w zab angielskiego no to co tu sie dziwic, ze przez pierwszy miesiac tylko wyja? Jakos do tej pory przez trzy lata nie zauwazyla, ze polskie dzieci potrzebuja zastepczej babci. Wczoraj sie wlasnie dowiedzialam, ze moja nauczycielka zrezygnowala z pracy i szukaja kogos na jej miejsce. Od samego poczatku, czyli przyszlego wtorku bedzie wesolo. A mi sie tak nie chce, ze szkoda gadac. Dobrze, ze lubie moja prace...

Wednesday, August 14, 2013

Balagan

Trzy i pol roku minelo odkad poszlam do pracy. Od tego czasu dom pograzal sie w zaniedbaniu, brudzie i smieciach. W wolnych chwilach i podczas wakacji bujalam sie z dziecmi po calym Nowym Jorku. Jezdzilysmy na wycieczki, chodzilysmy do parku, zapraszalysmy kolezanki na dzien i na noc, urzadzalysmy imprezy. Nasza przestrzen zyciowa zas pograzala sie w syfie.
W zwiazku ze zmiana aktualnego statusu z kobiety pracujacej na kure domowa przeprowadzam operacje zakrojona na szeroka skale pod tytulem "sprzatanie". Jak na razie tkwie od dluzszego juz czasu na etapie pierwszym, czyli wyciagniecie z katow, wywalenie i ogolna re i organizacja.  W pokoju Dominiki i Ani spedzilam trzy dni. Ta pierwsza specjalizuje sie w zakladaniu "kacikow zieleni" na kazdej wolnej przestrzeni. Jak zaczelam wyciagac to wszystko, to wlosy stanely mi deba. Cudowne mieszanki roznosci byly w kazdym miejscu i najmniejszym nawet pudeleczku.
 

 
Pudelko skarbow.

 
Kacik zieleni.
 

 
Skladzik sympatyczny.


 
 
Slow mi brak.
 
 
 
Ania w akcji. Oprocz tego, ze pokoj wygladal jakby bomba wybuchla, to do tego jeszcze kazda z dziewczyn ma swoja szuflade, gdzie moga wsadzac sobie co chca i ja tam nie zagladam. Raz na jakis czas wywalam zwartosc szuflad na podloge i  kaze im ja przejrzec i ile moga  wyrzucic. Powyzej Ania sprzata to co wywalilam z jej szuflady.
 
 
Zagadka - gdzie podziala sie klawiatura?
 
 
 
Szuflada skarbow Dominiki.
 
W Ameryce maja reality show pt.: "Horders", gdzie ludzie maja nazbierane tyle badziewia w domach, ze normalnie ciezko stwierdzic jak w nich zyja. Jak widac moje corki maja niezle zadatki.
Niestety nie wiem jak sie nazywa polski odpowiednik tego programu.


Sunday, August 11, 2013

Czarno na bialym

 
Robert awansowal, zostal asystentem. Oznacza to, ze za takie same pieniadze jakie juz zarabial pracuje wiecej godzin, duzo wiecej. Dostal za to wlasne biurko, zaraz obok szefa, ktory ma niekonczace sie wymagania. Musielismy zainwestowac w profesjonalny image, to znaczy wziac moje, z trudem zaoszczedzone pieniadze i ubrac Roberta w garnitury, krawaty i koszule z wykrochmalonymi kolnierzykami. Szef dysponuje Robertem wedlug wlasnego widzimisie i angazuje go do roznych dodatkowych zadan, na przyklad renowacji biura, a ostatnio do prywatnych zakupow spozywczych (!?!@#^@!?). 
Z niecierpliwoscia czekam az go poprosi o odebranie ubran z pralni chemicznej. Dal wyraznie Robertowi do zrozumienia (w odpowiedzi na slabe protesty), ze powinen sie cieszyc, ze ma prace.
Zmiana pozycji zostala uwieczniona slowem drukowanym w ponizszym playbillu.