Jak wiemy maz moja obdarzony jest fantazja wielka i utrzymuje mnie w stanie wiecznego poddenerwowania. Przez ostatni rok panowal wzgledny spokoj, nie liczac oczywiscie weganizmu i kompletnego zaglebienia sie w tematyce biblijnej.
Od tygodnia natomiast Robert pala nowa namietnoscia czyli lucznictwem.
Przez tydzien studiowal wszystkie dostepne materialy na internecie, zarywajac noce, co zaowocowalo kupnem powyzszego cuda. Od czterech dni po pracy chodzi tez na treningi. Apogeum milosne nastapi w pazdzierniku, kiedy to rozpoczyna sie sezon polowania na jelenie z lukiem i moj maz sobie juz zaplanowal tygodniowy wyjazd do Pensylwanii (z pastorem Edem i jego zona).
Oczywiscie nie rozumie biedaczysko dlaczego w domu zapanowal Armagedon a zona zieje ogniem i siarka. Inni, nowo nabyci znajomi w klubie luczniczym maja zony, ktore ich wypychaja z domu zeby nie siedzieli i nie gnili na kanapach. Zeby mieli jakies zainteresowania i robili cos konstruktywnego.
Zasadniczo nie powinno byc roznicy poza siedzeniem w domu, zajmowaniem sie wlasnymi sprawami i nie interesowaniem sie zona a wyjsciem z domu i nie interesowaniem sie zona gdzies indziej? I dlaczego ja sie czepiam???