Robert jest jak dziecko gdy sprawa dotyczy jego urodzin a ja jestem jak dziecko myslac o choince.
I juz jest, juz stoi i oko me cieszy. Przyniesiona na grzbiecie Roberta i ani slowa nie steknal, ze go plecy bola. Zaparzam kubek goracej herbaty, na kanapie zasiadam i kontempluje widoki a moge to robic godzinami, najwiekszy relaks wszechczasow. Dzieci w tym roku z pelnym zaangazowaniem ubraly cala choinke, zamiast pieciu godzin byly trzy, gdzie ja sama godzine strawilam na swiatelka, ktore przed zalozeniem sie swiecily a po zalozeniu calosci sznur na srodku sie przestal swiecic. I trzeba bylo sciagac i uzywac rozumu.
Choinka ubrana jest reprezantycjnie od przodu a od tylu sa same galezie ;-). Dzisiaj jeszcze powiesilysmy czekoladki i cukierki. Do pelnego szczescia powiesilabym jeszcze piernikow i jabluszek ale to juz nie w tym roku. I pomyslec, ze jak bylam mala to nie lubilam ubierania choinki. Juz sie nie moge doczekac kiedy to w piatkowy poranek (postawilabym sto dolarow na Anie jako pierwsza o szostej rano ;-) bede czatowac za stolkiem z kamera video ;-)