Tuesday, March 30, 2010

;-(

Brzydko, z nieba leci jakis zimny deszcz, ciemno i przygnebiajaco. Dzieci chore, Dominika ma krup i od dwoch dni nie spie. Robert pracuje cale swieta. Zly dzien mam dzisiaj, nic mi nie idzie, nic sie nie chce. Nie ma lodow. Smutno. Zle. Ble.

Sunday, March 28, 2010

Awans?

W czwartek moja zwierzchniczka poprosila mnie na strone i kulturalnie zapytala czy na pewno moge pracowac od poniedzialku do piatku. Ja na to, rzecz jasna, naturalmente i oszywiscie (w domysle: kasa, kasa, kasa). I otrzymalam propozycje. Otoz do czerwca bede pracowac juz nie na telefon i pelna gotowosc 3/4 albo 5 dni w tygodniu. Po swietach pracuje juz w kazdy tydzien od poniedzialku do piatku i to tylko w jednej klasie, a nie jak do tej pory gdzie potrzebowali pomocy. Hm. Z jednej strony: stala kasa ;-), te same szesnascie dzieciakow, ktore mozna lepiej poznac i rozpracowac, te same dwie osoby dorosle (asystentka i nauczycielka). Z drugiej strony: zegnaj przygodo (czasami fajnie bylo pomyslec idac rano do pracy: ciekawe gdzie mnie dadza dzisiaj"), zegnajcie inne klasy, ktore lubilam, inne dzieci, ktore lubilam i inne osoby dorosle, z ktorymi lubilam pracowac. Mam mieszane uczucia.
Czy juz sie chwalilam, ze mam nowa kolezanke?

Thursday, March 4, 2010

Kolejny tydzien zlecial (prawie).

Myslalam, ze dzisiejszy dzien nigdy nie skonczy. Jeszcze tylko jedna suszarka do poskladania, jeszcze tylko Anie polozyc spac, jeszcze tylko prysznic wziac. Najprzyjemniejszy punkt dnia ten prysznic. Czuje jak cale napiecie i zmeczenie splywa ze mnie. Potem byle jakos trafic do lozka i spaaac. Snia mi sie koszmary senne, pt.: "Spoznilam sie do pracy"," Zgubilam jakies dzieci","Kto odebral moje dzieci ze szkoly?", " A w ogole to gdzie sa moje dzieci?". Rano jestem troche bardziej sympatyczna, bo nie mam wyjscia. Po odprowadzeniu wlasnych pociech do szkoly mam 25 minut szybciego kurcgalopku na to zeby sie obudzic i wczuc w role cierpliwej osoby, kochajacej dzieci i przyjaznej calemu swiatu. hehehe. I to bez pomocy kofeiny.
Utkany przeze mnie misterny plan tygodnia wlasnie sie zaczal sypac wraz z nosem zasmarkanej, kichajacej Ani. Jak Robert w domu to nie ma problemu, tylko chalupa sie wali ale za to dziecmi zajmuje sie ktos, kto je kocha (nawet jak sie za bardzo nimi nie zajmuje to nadal je kocha). Jedyny motyw, ktory jak do tej pory Robert wystrugal to spoznienie sie 40 minut po dzieci do szkoly (!!??!!?!), kiedy to ja lecialam galopem cala droge i prawie dostalam zawalu po 5 alarmowych telefonach "halo dlaczego nikt dzieci nie odbiera?"
Dzisiaj byl dzien pierwszy z cyklu "mama i tata poszli do pracy". Kolezanka sie zaoferowala. Wyciaganie dzieciakow z cudzego domu trwalo dwie godziny, do domu dotarlysmy kolo szostej.
Wszystko pieknie i ladnie ale kiedy dzieci chore nie mam co z nimi zrobic. Wszystkie kolezanki maja wlasne dzieci, ktore watpie zeby chcialy widziec chore. Musze opracowac plan B, jakies sugestie?