Thursday, March 4, 2010

Kolejny tydzien zlecial (prawie).

Myslalam, ze dzisiejszy dzien nigdy nie skonczy. Jeszcze tylko jedna suszarka do poskladania, jeszcze tylko Anie polozyc spac, jeszcze tylko prysznic wziac. Najprzyjemniejszy punkt dnia ten prysznic. Czuje jak cale napiecie i zmeczenie splywa ze mnie. Potem byle jakos trafic do lozka i spaaac. Snia mi sie koszmary senne, pt.: "Spoznilam sie do pracy"," Zgubilam jakies dzieci","Kto odebral moje dzieci ze szkoly?", " A w ogole to gdzie sa moje dzieci?". Rano jestem troche bardziej sympatyczna, bo nie mam wyjscia. Po odprowadzeniu wlasnych pociech do szkoly mam 25 minut szybciego kurcgalopku na to zeby sie obudzic i wczuc w role cierpliwej osoby, kochajacej dzieci i przyjaznej calemu swiatu. hehehe. I to bez pomocy kofeiny.
Utkany przeze mnie misterny plan tygodnia wlasnie sie zaczal sypac wraz z nosem zasmarkanej, kichajacej Ani. Jak Robert w domu to nie ma problemu, tylko chalupa sie wali ale za to dziecmi zajmuje sie ktos, kto je kocha (nawet jak sie za bardzo nimi nie zajmuje to nadal je kocha). Jedyny motyw, ktory jak do tej pory Robert wystrugal to spoznienie sie 40 minut po dzieci do szkoly (!!??!!?!), kiedy to ja lecialam galopem cala droge i prawie dostalam zawalu po 5 alarmowych telefonach "halo dlaczego nikt dzieci nie odbiera?"
Dzisiaj byl dzien pierwszy z cyklu "mama i tata poszli do pracy". Kolezanka sie zaoferowala. Wyciaganie dzieciakow z cudzego domu trwalo dwie godziny, do domu dotarlysmy kolo szostej.
Wszystko pieknie i ladnie ale kiedy dzieci chore nie mam co z nimi zrobic. Wszystkie kolezanki maja wlasne dzieci, ktore watpie zeby chcialy widziec chore. Musze opracowac plan B, jakies sugestie?

3 comments:

thern said...

i co zrobiłaś? bo ja dopiero zajrzałam...

thern said...

ahaaa, zima się skonczyła więc może zmieniłabyś te śnieżne zdjęcia? ;P

swert said...

Aga wiem, mnie tez trafia ale nie moge sciagnac zdjec na komputer. Robert wyprawia jakies hocki klocki.