Friday, November 12, 2010
Tuesday, November 2, 2010
Co znalezlismy w skrzynce na listy...
Przychodze do domu z Dominika po pracy. Dwojka starszych corek podskakuje na balkonie z podniecenia i wrzeszczy: "Zwierze mama, zwierze!!!". Robert przed domem, drapie sie po lysinie, pokazujac na skrzynke na listy: "Myslalem, ze chcialas nam zrobic dowcip i kupilas kroliczka". Ide sprawdzic, no rzeczywiscie w skrzynce oddychajaca kula futra. Robert nie mogl na dole zobaczyc mordki, a dzieci na gorze sie zachwycaly: "jakie slodkie zwierzatko, czy mozemy je wziac do doomuuuuu???". Wystraszyly sie dopiero jak to slodkie zwierzatko wystawilo zeby i pazury i probowalo dziabnac Roberta. Zadzwonilismy do jakiegos osrodka ratowania dzikich zwierzat ale nam powiedzieli, ze szopy i wiewiorki usuwane sa za odplata. Postanowilismy w zwiazku z tym wziac sprawe we wlasne rece. Zaopatrzeni w szczotke i dwa pudelka urzadzilismy polowanie, po czym Robert zaniosl zwierzatko w pobliskie krzaki. Musialo zdaje sie wraz ze swoja mama buszowac po koszach na smieci i cos je wystraszylo. Nie mialam pojecia, ze one moga sie tak wspinac po scianie. Na poczatku podejrzewalam, ze ktos nam zrobil glupi zart.
Urodziny Ani
Jakos wystrugalam z siebie sile i energie na zorganizowanie imprezy. Od niedawna nie bawie sie juz w ogolnorodzinne wielkie swietowanie, zapraszam wylacznie dzieciaki a rodzice niech sobie odpoczna. Dzieci nie tylko lepiej sie bawia bez rodzicow ale i ja moge sie nimi lepiej zajac. W programie byly: pizza i tort, malowanie twarzy, maly projekt artystyczny, pt.: ozdabianie pudelka na skarby, tance i swawole oraz lepienie ogona na tylku osiola. Dzieci mialy zajecie przez cztery godziny, nikt nie narzekal, wszystko swietnie sie udalo. A nasza Anula ma szesc lat i chodzi do pierwszej klasy ;-)
Odrabiam zaleglosci
Poszlam do pracy i moje zycie sie skonczylo. Prywatne i ogolnosocjalne. Nie pisze, nie dzwonie, nie wysylam. Kazdy tydzien taki sam. Od poniedzialku do piatku praca i szkola, gotowanie i robienie zadania. W sobote polska szkola, zakupy i pranie. W niedziele sprzatanie domu, zaczynanie odrabiania zaleglych spraw i nie konczenie niczego. I tak w kolko. Po co ja w ogole chodze do tej pracy? Przeciez nie dla tych smiesznych pieniedzy, z ktorych ewentualnie moge zaplacic rachunek za telefon.
Dzisiaj nie poszlam. Ania miala temperature i kolezanka nie mogla sie zajac dzieciakami, ktore mialy wolne w szkole.
Wbrew nudnego grafiku duzo sie u nas dzieje. Zdalam egzamin na asystentke nauczyciela i teraz wstapilam na chlubna sciezke kariery w edukacji. Jeszcze dwa kursy, jeszcze odciski palcow, zatwierdzenie studiow w Polsce i za blizej niekreslony czas bede miala papierek, ktory pozwoli mi asystowac do woli w szkolach podstawowych az do klasy szostej.
Tesciowa po ostatniej wizycie, kiedy to przyjechala w zlym czasie i nie zostala podjeta po krolewsku sie obrazila i odwolala helolynowa wizyte. No coz mamo czasy sie zmienily, poszlam do pracy i juz nie jest tak jak dawniej bywalo.
Maz robi fuche swiateczna w teatrze, ktory ma cztery przedstawienia po szesc tysiecy osob dziennie. Chyba sie chlopak zajedzie. Nie wiem czy wystarczy mu energii jak pozywienie wylacznie roslinne hehh.
Najpierw zaczniemy od szostych urodzin Ani.
Subscribe to:
Posts (Atom)