Tuesday, November 2, 2010

Co znalezlismy w skrzynce na listy...


Przychodze do domu z Dominika po pracy. Dwojka starszych corek podskakuje na balkonie z podniecenia i wrzeszczy: "Zwierze mama, zwierze!!!". Robert przed domem, drapie sie po lysinie, pokazujac na skrzynke na listy: "Myslalem, ze chcialas nam zrobic dowcip i kupilas kroliczka". Ide sprawdzic, no rzeczywiscie w skrzynce oddychajaca kula futra. Robert nie mogl na dole zobaczyc mordki, a dzieci na gorze sie zachwycaly: "jakie slodkie zwierzatko, czy mozemy je wziac do doomuuuuu???". Wystraszyly sie dopiero jak to slodkie zwierzatko wystawilo zeby i pazury i probowalo dziabnac Roberta. Zadzwonilismy do jakiegos osrodka ratowania dzikich zwierzat ale nam powiedzieli, ze szopy i wiewiorki usuwane sa za odplata. Postanowilismy w zwiazku z tym wziac sprawe we wlasne rece. Zaopatrzeni w szczotke i dwa pudelka urzadzilismy polowanie, po czym Robert zaniosl zwierzatko w pobliskie krzaki. Musialo zdaje sie wraz ze swoja mama buszowac po koszach na smieci i cos je wystraszylo. Nie mialam pojecia, ze one moga sie tak wspinac po scianie. Na poczatku podejrzewalam, ze ktos nam zrobil glupi zart.