Nie wiem czy bierze sie to z tego, ze cala cierpliwosc zuzywam na trojke dzieciakow czy tez im starsza jestem, tym granica tolerancji sie zaweza. Ludzie doprowadzaja mnie do szalu! Ludzie na ulicach, ludzie w parku, w sklepie, sa takie dni kiedy nie powinnam w ogole z domu wychodzic. Chociaz nawet nie musze sie z domu ruszac, bo sasiedzi mnie tez denerwuja. Ci z parteru. Nie wystawiaja smieci, tluka czyms w sufit jak rozbijam raz na miesiac przez trzy minuty kotlety i smieca przed wejsciem do domu. Ludzie w samochodach blokujacy zjazdy z chodnikow na ulice, albo wjezdzajacy na pas dla pieszych jak akurat JA! przechodze z tym wielgachnym wozkiem i trzeba objezdzac, bo sie przeciez nie cofna! Ludzie w sklepach to w ogole caly osobny rozdzial mojego totalnego wkurzenia. Te wszystkie babcie wlokace sie alejkami, stawiajace wozek z zakupami na srodku i do tego na ukos. Czy ci ludzie zycia nie maja? Nie maja co robic tylko siedziec w sklepie godzinami kontemplujac polki? Juz nie wspominajac, ze w soboty i niedziele wydaje sie, ze wszyscy siedza w sklepach, jakby cala wies sie zjechala. Taki jest dziki, wolny jak slimaki tlum. Dlaczego oni za miasto gdzies nie wyjada, do parku nie pojda? A park? Plac zabaw? Te wszystkie matki, ktore plotkuja ze soba i sie nie patrza co ich ukochane, idealne dzieci robia. Ze akurat ten chlopczyk specjalnie popchnal przechodzac Anie juz trzeci raz a ten wyrosniety imbecyl blokuje malym dzieciom zjezdzalnie patrzac na nie z drwiacym usmiechem pod nosem. Nie wspomne juz tych starszych dzieci goniacych sie i w ogole nie zwracajacych uwagi, ze ta mala konstrukcja jest dla maluchow, ktore tratuja a nie dla nich. Ludzie sa bezczelni i generalnie maja innych ludzi w dupie. W niedziele stalam z moja trojka w kolejce do toalety, bylysmy juz na pierwszej pozycji. Mnie sie chcialo straszliwie a wiedzialam, ze musze jeszcze wysikac przed soba Natalke i Anie. Zorganizowalam papier z sasiedniej kabiny z podloga zalana wole nawet nie myslec czym. Za mna staly jeszcze ze trzy osoby. I tu akcja: Wchodzi starsza kobieta do srodka, mija mnie i wlazi akurat w ta zwolniana kabine przed moim nosem gdzie ja juz w myslach sikam. Sprawdza, ze nie ma papieru i odwraca sie i do mnie zebym ja jej dala ten papier co trzymam w rece (!!@#??#!@???##!!). Ja jej na to mowie, ze papieru nie dam bo tutaj jest kolejka i teraz ja wchodze, bo dzieci nie moga trzymac. A ona, ONA!!! na to, ze nie musze byc agresywna. Ja jej na to, ze nie jestem tylko jej tlumacze..... i slysze "Yeah right". Mysle sobie, ze nie bede sie juz klocic, bo nie warto i tak ja wykopalam na koniec kolejki.
Konkludujac.
Z wpojonego mi przez mamusie wychowania mam wryte w glowie zeby szanowac starszych, byc uprzejma, najlepiej ustapic, najlepiej sie nie odzywac, odwrocic plecami i odejsc. W mysl zasady "madry, glupiemu ustepuje" i po to zeby miec swiety spokoj. Postepowalam w taki sposob. Kiedys. Teraz wstepuje we mnie diabel. Gdybym mogla to najchetniej zgrzytalabym zebami i to tak zeby ci wszyscy ignoranci, imbecyle slyszeli. Rozjechalabym ich moim wozkiem i zabilabym wzrokiem. Moim dzieciom chce wpoic inna strone medalu. Taka zeby umialy walczyc o swoje, zeby byly w stanie, oczywiscie najlepiej uprzejmie i kulturalnie sie postawic. Zeby nikt sie przed nich w kolejke nie wpychal. Zeby wiedzialy jak na tym swiecie nalezy postepowac i nie dac sobie nasrac na glowe. Musze tylko sie pospieszyc z wpajaniem im tolerancji do innych ludzi, poniewaz ta u mnie sukcesywnie zanika.