Tuesday, May 6, 2008

Inwazja

Z wiosna rozpoczela sie wojna w moim domu, na smierc i zycie. Moje zycie ich zaglada. Wylegly sie w najdziwniejszym miejscu - w lazience. Spod muszli klozetowej? Jak rozlozylam pulapki i przejechalam trutka to przeniosly sie do jadalni, nastepnie do kuchni. Prowadze walke podjazdowa, uderzam znienacka, zakladam wnyki, zbieram krwawe zniwo. Klade ich mnogosc za pomoca trucizny. A one sa bardzo dzielne i nie poddaja sie tak latwo (jak w zeszlym roku). Jak nastapi masakra w jednym miejscu to przenosza sie gdzie indziej. Pole walki obejmuje prawie cale moje krolestwo. Aktualnie zaczynaja penetrowac blat kuchenny co doprowadza mnie do bialej goraczki, upychaja sie do szafek. Sprzatam, odkurzam, czyszcze a one nic. Ktos zna jakis dobry, domowy sposob eksterminacji calkowitej mrowek?

4 comments:

Anonymous said...

Kurcze, no niestety, nie. Zaprzyjazniona Hjuston z bloga miala ostatnio ten sam problem, wiec moze do niej uderz.

Anonymous said...

W chinskich sklepach za dolara sprzedaja taka krede, ktora rysujesz wokol miejsc gdzie sa mrowki. Robia ja z jakichs skorupiakow i mrowki przez to nie przechodza. Ale czeka Cie dluga walka niestety. No ale dobrze, ze to mrowki a nie karaluchy. Nam sie jakims cudem wylegly karaluchy w naszym trzecim mieszkaniu, myslalem, ze zawalu dostane... To byla dluga walka, ale wygralismy.

PS. Jak Ci idzie zakladanie soczewek?
PS2, kupilem bilety na Nicka...

Anonymous said...

.....jak mrowki atakuja czy kolezanka z Toronto przyjedzie, to piszesz artykul jak do New York Times, a jak przyjechal kolega z Polski, z ktorym znasz sie 10 lat, ktory mysli o Tobie, martwi sie, co roku przyjezdza, to nawet slowkiem nie wspomnialas... pieeeeeeeknie ....rwa pieeeeeeeeeeeeknie....
calusy tak czy inaczej - od tego niewartego blogowej wspomominki goscia i jego zony. Ucaluj maluchy..

Anonymous said...

Kolezanka z Toronto zna sie ze swertem juz od lat 18, wiec jeszcze troche musisz poczekac na artykul jak do New York TImes. Pozdrowienia z Toronto!