Wednesday, May 13, 2009

Przyszlosciowa materia

Wychodzac z domu zrzucam z siebie dotychczasowa codziennosc. Osma rano. Autobus, metro. Nikt z nikim nie rozmawia, kazdy zajety gazetami/ksiazkami/iPodami/komorkami i innymi zabawkami. Nikt sie nie usmiecha. Prawie wszyscy sie spiesza. W osrodku ludzie roznej masci i o roznym statusie spolecznym, zle lub dobrze ubrani. Ludzie brudni, smierdzacy, bezdomni, ktorzy wyszli z wiezienia, poprawczaka, matki dzieciom, duzi, mali. Szkola nas, na niewygodnych stolkach, w dusznych pomieszczeniach. Sami tego chcielismy, papiery podpisalismy. Przerwa na lancz, godzina wolnosci. Wyrywam sie przed siebie. Za rogiem most Queensboro wiodacy prosto na Manhattan. Moja mala rozpusta, dwadziescia piec minut marszu i Starbucks, dwadziescia piec minut, powrot. Tam na Manhattanie inne powietrze, inni ludzie, inaczej ubrani, inaczej mowiacy, zadowoleni. Dwa swiaty, mostem polaczone.

2 comments:

Netinka said...

Jak bardzo się docenia nieosiągalne do niedawna drobiazgi, prawda? ;-)

thern said...

daj znać jak tam Ci idzie? koniec już tego kursu?
a swoją drogą- bardzo, bardzo się cieszę ze się wyrwałaś z domu po tylu latach! ułoży się, zobaczysz:)