Piec lat temu urodzila sie Ania. Jako, ze spod znaku Wagi powinna byc zrownowazona, oj nic z tego. Najwieksza indywidualistka w rodzinie, urodzona diwa/gwiazda na Broadwayu/aktorka hollywodzka. Porusza sie z wdziekiem i wrodzona elegancja. Oryginal, ktory wszystko musi miec po swojemu. Ulubiony zawod w przyszlosci: balerina. Ulubione obuwie: czarne lakierki. Ulubiony kolor: czarny, zapewne od czarnych lakierek. Wymarzony prezent za jedyne sto piecdziesiat dolarow: plastikowy domek dla Barbi. Ulubione ubranie: stroj krolewny lub baletnicy. Najwieksza zaleta: cokolwiek robi Ania, wklada w to cala uwage i swe umiejetnosci. Nie ma znaczenia czy jest to wysublimowany atak histerii, robienie zadania czy jedzenie lodow.
Od dwoch dni sprzatam, w niedziele przychodza goscie. Impreza na kredyt. Przegonilam pajaki z katow, gonie mysze, ktora stwarza pozory calkowitego zadomowienia pod stolem w jadalni, umylam okna, starlam kurze, umylam szklo. Jeszcze lazienki, jeszcze podloga, jeszcze kuchnia i korytarz. Zakupilam torbe slodyczy i zabaweczek do szkoly a wieczorem bedziemy piec babeczki. Jeszcze z piecdziesiat razy musze pojsc do sklepu. Musze zaplanowac dzieciom jakies atrakcje, bo inaczej rozniosa chalupe. Na szczescie Robert podjal sie kucharzenia, bo chyba bym zwariowala.
Reasumujac - urodziny w szkole i domu to ciern nie powiem gdzie i duzo roboty.