Monday, February 22, 2010

Poniedzialek

Tak sobie optymistycznie zaplanowalam, ze po tygodniu ferii sobie odpoczne dwa dni bo dopiero w srode ide do pracy. Zaprowadzilam dzieciaki do szkoly i dalam po cichu noge do Targetu. Wracalam przyzwoicie po potorej godzinie, bo przeciez sniadania nie jadlam ani kawy nie pilam. W domu alarm i stan podwyzszonej gotowosci, olaboga dzwonili, ze mam przyjsc do pracy. Robert obdzwonil wszystkie kolezanki i sprawdzil okoliczne sklepy. No glowa jak zwykle hm, prysznic hm, sprawa zywienia nie do rozwiazania ale za to umylam zeby. I poszlam. Znowu nowa klasa, bardzo ruchliwa i jakos malo sluchajaca. Czy zapomnialam wspomniec, ze do pierwszej w nocy czytalam ksiazke? Jak przyszlam do domy to kawe wpilam i jakos wyszlam z otepienia na tyle zeby odwalic codziennie obowiazki gary/zadaniedomowe/kapiel dzieci.
Umylam glowe na jutro na wszelki wypadek. Wyskubalam jedna brew bo o drugiej zapomnialam. Do niedzieli, oj tak bardzo daleko...Niech mi ktos przypomni po co mi to bylo?

Saturday, February 20, 2010

Nadzwyczajnie udana sobota ;-)

W poniedzialek szkola, wiec jak szalec to szalec. Dzisiaj pojechalysmy do naszego ulubionego muzeum. Wydobylysmy sie z podziemia na powierzchnie tam gdzie Columbus Circle. W sobote metro jezdzi roznie i w pewnym momencie jak juz oko zaczynalo mi latac z frustracji stwierdzilam, ze dojdziemy na piechote.









Chyba nikogo nie musze uswiadamiac jakie to muzeum? Udalo nam sie odkryc pare nowych rzeczy. Miedzy innymi maja miejsce dla dzieci, gdzie moga one zglebiac tajemnice muzeum na wlasna reke. Niestety trafilysmy tam za pozno. Znalazlysmy tez miejsce z gadami i plazami, ktore bylo bardzo interesujace.







Nie do zdarcia dzieci zazyczyly sobie spaceru po Parku Centralnym. Bylo ciekawie bo nigdy w porze zimowej tam nie bylysmy.







Moje dzieciaki wydaja sie stworzone do wszelakich eskapad. Teraz podrosly to sa silniejsze i juz wiecej moga i przejsc i zobaczyc. Oczywiscie sprawa zywienia na wycieczkach to zupelnie oddzielny rozdzial. Problematyczny, ze tak powiem. Dzisiaj zostalo pozarte po prostu wszystko co spakowalam, caly plecak. Ania i Dominika uciely sobie drzemki w odpowiednich porach i mialy sile na metro. Jak przyszly do domu to jeszcze mialy sile zjesc obiad (!!??!??!), ktory musialam ugotowac na pniu i postraszyc trzy godziny zanim w koncu padly. Wydaje mi sie, ze juz wkrotce to ja bede osoba, ktora bedzie padac jako pierwsza i to, ze jak sie wyraze na pysk.


Thursday, February 18, 2010

Ferie

Zgodnie z tradycja jak dzieci maja wolne to gdzies jedziemy na wycieczke. Wszystko byle nie sprzatac chalupy ;-). Dzisiaj wybralysmy sie po raz pierwszy do muzeum dla dzieci na Manhattanie. Muzeum sklada sie z czterech pieter i piwnicy. Jedno pietro poswiecone jest starozytnej Grecji, drugie Dorze i Diego, trzecie ma laboratorium i rozne miejsca do zabawy, czwarte chyba jest dla malych dzieci a w piwnicy mozna ukladac klocki.


Pietro z Dora takie sobie, chyba dla mniejszych dzieci, chociaz Natalka byla w stanie postudiowac jakies wiadomosci z zwierzetach z Ameryki Poludniowej.



Miejsce z piaskiem, wyklejankami i mazianiem farba bylo absolutnym hitem rzecz jasna.





Siedzialysmy tam ze cztery godziny, dzieci byly caly czas zajete. Powiedzialy, ze sie dobrze bawily. Jak dla mnie 10 dolarow od osoby za bilet to lekka przesada. Dorosli powinni tyle placic a za dzieci powinno byc jednak mniej. W muzeum nie ma zadnego miejsca zeby usiasc i cos zjesc. Moje dzieci jedza duzo i czesto, zwlaszcza na wyjazdach zawsze mam spakowany caly plecak walowki. Nie podobal mi sie fakt, ze musialam sie chowac z tym jedzeniem po katach i caly czas ktos mi zwracal uwage, ze nie wolno. A co jak ktos ma jeszcze mniejsze dzieci ode mnie? Druga rzecz jaka mi sie nie podobala to to, ze cale zimne powietrze wpadajace przez drzwi wejsciowe lecialo prosto na wyrozbierane dzieci i rodzicow czekajacych w kolejce do szatni.
Z muzeum wyszlysmy bliskie smierci glodowej i dobrze, ze w poblizu byla fajne miejsce z zupami, salatami i kanapkami. Musialam pojsc dwa razy po zupe, bo pierwsza porcja zostala od razu pozarta. Mam szczescie, ze moje dzieci zjedza i zupe i salate a nie ciagna mnie do McDonaldsa.
Poszlysmy jeszcze do sklepu z ksiazkami ale dzial dziececy przezywal prawdziwe oblezenie, tak ze ciezko bylo znalezc miejsce zeby postawic stope. Wozki, dzieci i dorosli byli wszedzie. Na Manhattanie jak nie ma pogody na Park Centralny to wszedzie sa tlumy manhattanskich nianiek i rodzicow. Do domu wrocilysmy o siodmej wieczor. No to spelnilam dobry uczynek a jutro siedze w domu, sprzatam i chyba zaczne czytac "Eclipse" ;-).

Wednesday, February 17, 2010

Kobieta Pracujaca

To cale rownouprawnienie i kobiety chodzace do pracy to jakas totalna pomylka. Praca to zlo. Jedyne wyjscie z sytuacji to wyjsc za jakiegos milionera. Nie dosc, ze idzie sie do pracy rano to potem sie przychodzi do domu na drugi etat. Za to, co rano dostaje sie jakies smieszne pieniadze a to co po poludniu jest po prostu bezcenne. Po trzech dniach pracy calodobowej w sobote spoleglam na kanapie i umarlam. Na szczescie w tym tygodniu sa ferie i nie ma szkoly w zwiazku z tym moge sie jakos pozbierac. W przyszlym tygodniu ide do pracy w srode, czwartek i piatek. Jak to wszystko wyglada? Wstaje rano 6:45 wybieram siebie, budze dzieci, wybieram dzieci, zaprowadzam dzieci do szkoly na osma i kurcgalopkiem zasuwam 25 minut do "mojej" szkoly. Tam do 2:00 robie wszystko to, co mi kaza a glownie przyprowadzam i zaprowadzam dzieci do autobusu, toalety, i w inne miejsca. Dwadziescia razy dziennie licze wszystkie dzieciaki i umieram ze strachu za ponoszona odpowiedzialnosc. Pol godziny mam przerwe na lancz a potem jeszcze pol godziny, do trzeciej pomagam sprzatac i organiowac klase. Jak na razie bylam w trzech roznych klasach, chyba mnie sprawdzaja z roznymi nauczycielkami. Reasumujac nie jest to praca ani uciazliwa ani skomplikowana. Czesc dzieci jest z problemami rozwojowymi w zwiazku z tym trzeba miec duzo cierpliwosci. Mozna awansowac ;-).
Jak na razie w domu z Dominika zostawal Robert i wcale nie narzekal. Dominika narzekala ;-).

Sunday, February 14, 2010

Na Walentynki

Maz wyciagnal pierscionek i mi sie oswiadczyl ;-).

Wednesday, February 10, 2010

Nie mowiac nic nikomu.

W listopadzie poszlam na spotkanie w sprawie pracy do przedszkola, do ktorego chodzila w zeszlym roku Ania. Rozmowa trwala ponad dwie godziny, gdzie wypytywali mnie w obecnosci trzech innych kandydatek z doswiadczenia, ktorego nie posiadam. Nie pamietam kiedy ostatnio tyle z siebie wypocilam, ze strachu i chyba intelektualnego wysilku. Na konkurencje skladaly sie dwie studenki jedna robiaca magistra druga konczaca licencjat. Wszystkie panie mialy kursy srursy i doswiadczenie zawodowe. No i do tego towarzystwa ja myslaca caly czas "co ja tu robie?" Wsadzili mnie na pol godziny do klasy z dziecmi. Szkola zajmuje sie dziecmi niepelnosprawnymi, maja roznego rodzaju terapie i mieszane klasy. Wiek dzieci od trzech do pieciu lat. Kolejny miesiac usilowalam uzyskac dodatkowe papiery od osoby, ktora o mnie zapomniala. Nastepnie poszlam do lekarza gdzie dostalam dwie szczepionki, pobrano mi krew i zrobiono probe na gruzlice. Musialam pojechac na Manhattan, gdzie za "jedyne" 110 dolarow zrobiono mi odciski palcow. Sprawdzili mnie rowniez czy mam czyste konto i nie molestowalam dzieci. W piatek zanioslam cala fure wypelnionych papierow do szkoly. W poniedzialek kobieta do mnie zadzwonila, ze otrzymala papiery. We wtorek do mnie zadzwonila czy moglabym przyjsc w srode. Tylko zapomniala powiedziec wyraznie o co jej chodzi, myslalam ze mialam przyjsc dalej jakies papiery powypelniac. W srode dzwoni do mnie o dziewiatej i pyta gdzie jestem, przeciez mialam pracowac od 8:30 (???!!!??!?!?!?). I tak kurcgalopkiem, z brudna glowa, na czczo, z kaszlem i katarem pognalam spozniona pierwszy dzien do pracy.
Mam byc nauczycielem na zastepstwo i beda dzwonic do mnie w razie potrzeby. Mam isc jutro, zobaczymy czy szkoly beda otwarte bo na razie leci z nieba tona sniegu i dzisiaj szkoly nie bylo. Zalatwilam sobie antybiotyk zeby postawic sie jakos na nogi.