Tuesday, August 26, 2014

Nie Zdaze?

W tym tygodniu niespodziewanie wypadly mi trzy dni opieki nad dziecmi. Wszystko mialam zaplanowane na ten tydzien rzecz jasna. Zakonczenie rozpakowywania/urzadzania/sprzatania mieszkania? Raczejnieudamisie. Zakupy do szkoly? Wlasnie zakonczylam skladanie wymagan do trzech roznych klas w jedna, gigantyczna liste. Popatrzylam sie na to i slabo mi sie zrobilo. Kochajacy tatus zaproponowal pomoc, ale nie bezinteresownie. Jak zrobi zakupy to nie da mi kasy a poza tym wezmie rachunki i odpisze sobie te zakupy od podatku w przyszlym roku. Niedoczekaniejego powiedzialam, ze se sama zrobie.
Poszlam zapisac dzieci do nowej szkoly: Dominika sie dostala a Ania nie. I wychodzi na to, ze dzieci beda chodzic do trzech roznych szkol. Wszystko sie okaze w pierwszy dzien szkoly. Do tego czasu zapewne zwariuje. Natalce natomiast nie przysluguje autobus szkolny, poniewaz za blisko (??!!?@##^*) mieszkamy, bedzie musiala jezdzic normalnym autobusem z kluczem na szyi. Chyba umre ze strachu a Munga ju powiedzial, ze sie na to nie zgadza.
Pozamawialam na internecine ksiazki dla Natalki do zadania domowego, mundurek dla niej (podkoszulki, spodnie, spodnice) i kosmetyki dla wszystkich. Staralam sie bardzo wszystko
prawidlowo zrobic. Ksiazki Natalki jakims cudem wyladowaly pod naszym starym adresem. Mundurek zostal wyslany w kosmos, bo zamiast 6207 wpisalam 6702.  A kosmetyki o dziwy, o cuda przyszly. Zmiane adresu na poczcie tez jakos udalo mi sie przeprowadzic.
Musialam wisiec dwa dni na telefonie i odkrecac te paczki.
Teraz musze wyciagnac dwa kontenery rzeczy do szkoly, zeby sprawdzic co juz mamy, a co trzeba dokupic.
Nie wiem kiedy mam jechac do urzedu, zeby sie zapytac czy przysluguje mi jakis public assistance. W przyszlym tygoniu juz nie dam rady pojechac bo zaczynam prace.
Jestem aktualnie przytloczona nadmiarem spraw i wlasnym zyciem. Nie mam czasu, nie mam sily a wakacji nawet nie mialam. Ani sie nie moge wyspac ani sobie odpoczac. Moze sobie  w pracy odpoczne, jak na razie to plakac mi sie chce...

1 comment:

Anonymous said...

Czasami "a good cry" bardzo pomaga.
Dorota w Colorado