Wednesday, February 26, 2014

Byle do niedzieli.

Na ten tydzien zostal ulozony PLAN. We wtorek i czwartek Munga zajmuje sie dziecmi. Odbiera je ze szkoly, bierze do swojego hotelu, ma zrobic z nimi zadanie i nakarmic, a na dzien nastepny zrobic lancz i zaprowadzic do szkoly. Zle to znosze. Nie wiem gdzie sa i nie moge sie z nimi kontaktowac jak sa z daddym.
Przyszlam wczoraj do tego pustego domu i miejsca sobie znalezc nie moglam. Troche posprzatalam, troche poukladalam, troche poczytalam. Wiem, ze z czasem sie do tego przyzwyczaje ale na razie jest to dla mnie niesprawiedliwe i okropne. Czasami nadal nie moge uwierzyc, ze ten czlowiek tak dokladnie, w szesc miesiecy spitolil mi ulozone zycie.
Dzisiaj po poludniu dostalam sms'a od mamusi Mungi, ze przyjezdzaja z wizyta. U nas sie nie zatrzymaja. Nie podala zadnych szczegolow, nawet tego, kto z nia przyjezdza. Musialam sobie strzelic melise, bo sie troche roztrzeslam. Na pewno nie przyjezdzaja tylko w odwiedziny, maja jakis powod, ale sie przeciez nie dowiem jaki. Najlepiej, gdyby ten powod to byloby zabranie wszystkich rzeczy Mungi z naszego mieszkania. Wtedy juz nie musialabym sie martwic tym, ze w kwietniu moze wrocic.

2 comments:

Natalka said...

Robert krzywdy własnym dzieciom nie zrobi ani nie da zrobić, a ty się ciesz tą komfortową sytuacją, że masz wreszcie czas dla siebie i że system zmusił Twojego męża do spędzania go z dziećmi. W każdej sytuacji są jakieś dobre strony - ciesz się wolnością!

swert said...

Na razie to nie system go zmusil do spedzania czasu z dziecmi, tylko moja dobra wola.