Sunday, January 20, 2008

W co sie bawimy

Dzieci to sa istoty odarzone pomyslowoscia i fantazja. Zawsze cos nowego. Aktualnie na topie mamy nastepujace gry i zabawy. Dominika: zaopatrzona w nieodlaczny stoleczek z cudownego sklepu Ikea przemieszcza sie po calym domu i zapala wszystkie swiatla po kolei. Ja ide za nia i gasze. I tak przez caly dzien. Drugie popularne zajecie to zalaczanie telewizora i grzebanie po odtwarzaczu dvd. Wyciaganie z kontaktu wtyczek przestaje powoli dzialac, poniewaz Natalka opanowala technike i szkoli siostry. Poza tym czytamy ksiazeczki, w tym celu zaangazowany jest paluszek - terrorysta. Owze paluszek pokazuje na obrazki i trzeba je nazywac. Pokazuje te obrazki po sto razy, tak ze mam caly czas wyjace dziecko, deptajace mi po pietach z ksiazka pod pacha i wyciagnietym paluszkiem. Jak juz mnie przydybie w kacie to powtarzam mantre: "dynia, kwiatek, kotek, pilka, krowa" 50 razy pod rzad a potem daje noge pod byle pretekstem. U Ani ulubiona zabawa to gonienie na golasa przez caly dzien. Ubranie na Ani sie po prostu nie trzyma. Jak juz przejdziemy przez etap wybierania kreacji (co zabiera duzo czasu, poniewaz Ania jest wybredna i ubiera sie wylacznie jak krolewna), to i tak wytrzyma na grzbiecie tylko przez pare minut. Jako dodatkowy sport Ania wykrada ubrania Natalki, ze szczegolnym upodobaniem majtek. W swoje majtki sika i szybko wyczerpuje caly zapas.
Natalka wydawalaby sie w tym towarzystwie najmniej skomplikowana. Ona chce tylko dostac to, na co aktualnie ma ochote. Jezeli sie nie dzieje cos po jej mysli to urzadza sceny grozy, zamierza sie reka i szczypie. Generalnie to chodzi jej glownie o to, zeby ogladac telewizor od rana do wieczora, ewentualnie grac w gry na komputerze. Gra nazywa sie "odciagnac Natalke od telewizora/komputera i zainteresowac czyms innym", wbrew pozorom trzeba zaangazowac duza ilosc energii.
Najbardziej znienawidzona zabawa przez wszystkich to zabawa w sprzatanie. Co moge napisac? Placz i zgrzytanie zebow. Zabawki emigruja codziennie rano z pokoju dzieci i rozlaza sie po calym domu, upychaja po katach, wciskaja pod meble. Sa w kazdym mozliwym miejscu kazdego pokoju. Kiedy rzucam haslo "no to pobawimy sie w sprzatanie" po zawirowaniu powietrza okazuje sie, ze dzieci gdzies wymiotlo. Trzeba je powyciagac z katow i okazuje sie, ze je boli reka/noga/oko/ucho, jest im slabo, sa zmeeeeczooone. Potrafia pojsc spac na piec godzin po poludniu byle tylko nie sparzatac. Poza tym Natalia szerzy bunt na pokladzie anarhizujacymi stwierdzeniami typu: "my tu tylko sprzatamy i sprzatamy", "ja nie lubie sprzatac", "ja nie bede sprzatac!!!". Reszta tylko slucha/chlonie/wyciaga wnioski. Pozytek z tego wylacznie taki, ze jak juz w bolach sprzatniemy to dzieci sa zajete kilka nastepnych godzin robieniem balaganu.
Tak to milo i przyjemnie czas mija nam tadidam tadam.

1 comment:

Grazyna 1 said...

Swietnie to opisujesz , wiem ze jest koszmarnie ciezko ale moze jakos przebrniesz, czy Natalka wrocila do szkoly? Zycze morza cierpliwosci ,ciesze sie ze sie odezwalas. Pozdrowienia