Friday, November 23, 2007

W Poczekalni Tirli Tirli

W Ameryce mozna sobie prawie z kazdym pogadac. Na powierzchowne, niezobowiazujace tematy. Na ulicy/w sklepie/parku wiele osob mowi "hello", niektorzy zagaja rozmowe o pogodzie, a czasami w piec minut opowiedza historie swojego zycia. Nie przepadam za tymi plytkimi kontaktami z ludzmi ale staram sie pokazac moim dzieciom, ze mamusia jest otwarta i towarzyska. W poniedzialek poszlysmy do lekarza, zaaplikowac Anuli szczepionke przeciwko grypie. W poczekalni siedziala sympatycznie wygladajaca matka z synkiem, Polka. Zaczelysmy rozmawiac o tym i owym. Dowiedzialam sie, ze mieszka w naszej okolicy i ma jeszcze coreczke, ktora chodzi do szkoly. Jako obeznana w temacie wybadalam, ktora to szkola, jak tam dziecku sie powodzi. Dowiedzialam sie, ze na popoludnie uczeszcza mniej dzieci niz na rano i ze dwa tygodnie temu przyjeli nowa dziewczynke. Po powrocie do domu wykonalam telefon i dowiedzialam sie, ze owszem maja jedno miejsce wolne. Od 11:30 rano do 2 po poludniu. Na nastepny dzien poszlam zeby wziac papiery, przy okazji pani poinformowala mnie, ze mialam tyle szczescia jakbym wygrala los na loterii. Od poniedzialku Natalka idzie do szkoly ;-). Szkola jest strasznie daleko, nie mam pojecia jak poradze sobie z zaprowadzaniem i przyprowadzeniam do domu. Akurat jak ja odprowadze i wroce do domu, to po pol godzinie trzeba bedzie juz z powrotem wychodzic. Jednak Natalka tak strasznie potrzebuje wyrwac sie z domu, miec przyjaciol i przebywac w towarzystwie rowiesnikow. Musze sie poswiecic, zacisnac zeby i jakos wytrwac. Jakos to bedzie...

2 comments:

Anonymous said...

A school bus tam nie jedzie?
K.

swert said...

To jest dopiero pre-school, a autobusy zapewniaja od kolejnej klasy.